Wibo Boutique de Beaute | Blush Creme

poniedziałek, 23 lutego 2015
Witajcie Dziewczyny! Mam nadzieję, że ucieszy was fakt, że na stałe wracam już do blogowania. Zmiany zmianami, ale potwornie brakuje mi pisania, komentarzy,  kontaktu z czytelnikami. Zwłaszcza, że mam całkiem sporo gotowych zdjęć, całkiem sporą liczbę rzeczy obiecałam wam pokazać, trzeba zacząć wywiązywać się z terminów! A ten róż mam już całkiem długo i całkiem dobrze zdążyłam go przetestować. 
Jak pewnie wiecie na paryską kolekcję wibo i na te cudowne róże polowałam odkąd pojawiły się w internecie pierwsze zapowiedzi. Zwłaszcza, ze to kolekcja limitowana. Podczas gdy wszyscy zachwycali się rozświetlaczem w szykownym flakoniku ja chorowałam na róż kuszący pięknym pikowanym tłoczeniem i obietnicą kremowej konsystencji. 



Zacznijmy od koloru, który jest naprawdę bardzo przyjemny. Ja wybralam kolor numer 02, który jest połączeniem matowego chłodnego różu z nieco cieplejszym brzoskwiniowym odcieniem, który zawiera delikatne srebrne drobinki rozświetlajace. Moim zdaniem to bardzo udana, naturalnie wyglądająca kompozycja, chociaż te srebrne drobinki mogłoby być nieco drobniejsze. Nie wyglądają tragicznie, ale wielu osobom mogą się nie spodobać.


Opakowanie produktu nie jest może moim ulubionym typem opakowań, ale w sumie to wygląda bardzo ładnie. Jest to prosta, kwadratowa kasetka wykonana z matowego, średniej jakości plastiku. W wieczku umieszczona jest plastikowa "szybka" przez którą zobaczyć możemy zawartość opakowania no i oczywiście to przepiękne tłoczenie. Na "szybce" nadrukowane jest logo Wibo, nazwa kosmetyku i całkiem fajny, graficzny rysunek zgrabnej Francuskiej panienki. Całość wygląda moim zdaniem bardzo stylowo i nawet moje wrażliwe poczucie estetyki nie czuje się urażone. Całość jest gustownie wyważona i oryginalna. 
Z tyłu umieszczono sporych rozmiarów naklejkę zawierającą wszelkie podstawowe informacje na temat produktu, opis od producenta, a nawet rysunek przedstawiający gdzie należy produkt nakładać.


Przejdźmy teraz do totalnego zaskoczenia tym kosmetykiem, a mianowicie jego konsystencji. Produkt został opisany i otrąbiony wszędzie jako kremowy róż do policzków Blush Creme. Czego więc się po nim spodziewałam? No dokładnie tego co zostało o nim napisane czyli kremowej konsystencji. Wyobraźcie sobie więc moje zdziwienie, gdy po pierwszym dotknięciu okazało się, że produkt jest najzwyklejszym w świecie różem pudrowym! W dodatku bardzo mocno sprasowanym i naprawdę suchym.


W sumie to powiedzenie, że produkt jest suchy to małe niedomówienie. ciemniejsze "kafelki" różu są twarde jak kamień i zupełnie nie nabierają się na pędzel. By zrobić dla was Swatch musiałam zdrapać odrobinę paznokciem żeby wgl było coś widać. Na pędzel ciemniejszy odcień nie nabiera się zupełnie. Po miesiącu testowania i użyciu conajmniej kilkanaście razy ciemniejsze fragmenty nadal zachowały idealną, nowiutką fakturkę, podczas gdy jaśniejsze kawałki sa już nieźle wygłaskane. Jak zapewne się domyślacie, pigmentacja nie jest powalająca. Na policzek nakłada się tylko jaśniejszy odcień, przy którym i tak trzeba namachać się pędzlem żeby cokolwiek było widać. Efekt jest subtelny i delikatny, zupełnie nie trzeba martwić się o blendowanie dlatego zużywam go do szkoły gdy chcę tylko minimalnie zaznaczyć policzki.


Zastanawiałam się długo jak podsumować ten produkt, bo to naprawdę niezłe zaskoczenie. I to raczej nie jest miła niespodzianka. Nada się dla niewprawionych dziewczyn, które boją się zrobić sobie różową plamę lub dla osób ceniących sobie mega naturalny efekt. Tak poza tym to dla mnie jest to produkt rozczarowujący. Płacimy za 9g produktu z czego połowa nie nabiera się na pędzel (chyba że byłby druciany)
i nigdy jej nie użyjemy. Druga połowa produktu jest w miarę ok, ale i tak nie robi szału. Opakowanie jest ładne, ale co z tego, gdy kosmetyk nie nadaje się raczej do niczego. Tak ponad to, to może przymknęłabym oko i po porostu nie napisała o tym produkcie (bo zdecydowanie przyjemniej pisze się pozytywne rzeczy) gdyby nie fakt, że klient jest jawnie wprowadzany w błąd. Produkt wszędzie opisywany jako kremowy okazuje się zwyczajnym prasowańcem i to w dodatku tak suchym, że nie da się nim pracować. Szczerze mówiąc nie wiem co mam myśleć o takim postępowaniu firmy.

Dajcie znać co wy myślicie o tym produkcie jak i o dziwnym "chwycie marketingowym". Ja czuję się nieco zniesmaczona czymś takim i cieszę się, że chwyciłam tylko za jeden róż, a nie ta jak miałam ochotę- za wszystkie.

7 komentarzy:

  1. Produktu Wibo do twarzy wspominam źle i nie chcę do nich wracać. Zawsze kończyło się tak samo - zapchanymi porami. No i ten brokat.. ;) Szkoda, bo kolor mi się podoba, jest bardzo świeży :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie na szczescie nie zapchal, chociaz tyle dobrego :P

      Usuń
  2. Ja lubię kosmetyki Wibo i ten również mnie zaciekawił ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyglada fajnie, ale niestety to straszny bubel :(

      Usuń
  3. Nie miałam jeszcze tego typu produktów z wibo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ogolnie lubie i polecam roze z tej firmy, ale niestety ten konkretnie im nie wyszedl

      Usuń
  4. Róż ma ładne opakowanie, które kusi. Szkoda tylko, że się nie sprawdza :-(

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz. Chętnie przyjmę każdą Twoją opinię lub krytykę. Pamiętaj jednak, by nikogo nie obrażać ;)


Zostawiając komentarz wyrażasz zgodę na publiczne udostępnienie zawartych w nim treści oraz akceptujesz Politykę Prywatności!




SZABLON BY: PANNA VEJJS.