Missha M Perfect Cover | Hit 2014

sobota, 7 marca 2015
Pokazując Wam na początku roku Hity 2014 roku, założyłam sobie, że następne posty będą obszerniejszymi recenzjami pokazanych produktów. Jakoś tak wyszło, że przerwałam ten cykl już pod koniec, dlatego dzisiaj zamierzam go kontynuować. Pokażę Wam ostatni produkt z moich zeszłorocznych hitów. Co prawda, został jeszcze rozświetlacz, ale jest on już niedostępny, a nie chcę pisać o produktach, których nie można już dostać.
Missha M, to moje pierwsze zetknięcie z produktami tego typu. Kremy BB były mi wcześniej obce, ale już ta pierwsza próba przekonała mnie, że warto zainwestować w taki kosmetyk, zwłaszcza latem.


Zacznijmy, tradycyjnie już, od opakowania. Zwyczajna tubka z grubego, elastycznego materiału zakończona "dziubkiem" o pojemności 20 ml z której bardzo łatwo zaaplikować dowolną ilośc produktu. W przypadku kosmetyku o pojemności 50 ml tubka zaopatrzona jest też w praktyczną i wygodną pompkę. Całośc wygląda estetycznie, ciemna, chłodna metaliczna czerwień opakowania pięknie wygląda w połączeniu ze srebrnymi detalami i sprawia wrażenie produktu raczek ekskluzywnego. Niestety, napisy się ścierają.


Produkt ma konsystencję gestego, treściwego kremu. Lekko się rozprowadza, miękko sunie po skórze. Jest bardzo przyjemny, jego noszenie jest w pełni komfortowe dla skóry. Nałożony na twarz wygląda ładnie, naturalnie, nie robi efektu maski. Mimo, że jego kolor jest dosyć różowy i obawaiałam się go, produkt w jakiś magiczny sposób stapia się i dostosowuje do cery. Po kilku minutach od nałożenia zupełnie nie widać, że mamy na twarzy jakiś produkt! Do tego jest niesamowicie trwały, po produkcie tego typu spodziewałam się niewielkiej trwałości i minimalnego krycia, a tu takie zaskoczenie! Krem ma całkiem dobre krycie- powiedziałabym, że średnie i utrzymuje się naprawdę przez kilka długich godzin. Nie spływa w upale ani podczas kontaktu z wodą. Niestety odbija się na ekranie telefonu lub aparatu.


Mój kolor to najjaśniejszy - 13. Odcień mlecznego, różowawego beżu. W porównaniu z nim podkład z L'Oreal wypada bardzo żółto. Będzie to idealny kolor dla naprawdę bladych dziewczyn. Posiadaczki mlecznej cery będą z nim zachwycone! Ja też jestem bo dla mnie to ideał! Latem, gdy używałam go najczęściej dodawałam do niego odrobinkę ciemniejszego podkładu, co jednocześnie ocieplało kolor i zapewniało mi nieco lepsze krycie. Jeśli ten krem samodzielnie okaże się dla was za jasny lub za lekki, to gwarantuję, że sprawdzi się idealnie w roli "rozjaśniacza" ciemniejszych produktów. Nie sprawdzi się tylko dla osób, z bardzo wrażliwymi nosami- słodki, mdły, pudrowy zapach kremu wyczuwalny jest bardzo mocno i dosyć długo po nałożeniu. Chociaż można się przyzwyczaić - ja strasznie nie lubię zapachowych kosmetyków, ale po jakimś czasie przestałam zwracać uwagę.


Na koniec pozostawiłam jego magiczne wręcz właściwości. Producent obiecuje nam, że krem ten ma łagodzić i nawilżać skórę, do tego powinien mieć działanie rozjaśniające przebarwienia, przeciwzmarszczkowe oraz chronić skórę przed słońcem. Poprzeczka postawiona wysoko, prawda?
Nie wypowiem się jedynie na temat jego działania przeciwzmarszczkowego, bo jak wiemy nie jest to rzecz, którą da się zaobserwować. Za to zdecydowanie zgadzam się z właściwościami łagodzącymi i rozjaśniającymi przebarwienia. Zmagałam się przez jakiś czas z podrażnieniem skóry w kilku miejscach, a oprócz tego notorycznie pojawiały mi się w jednym miejscu kilka czerwonych "cętek". Do tej pory nie doszłam do tego, co było przyczyną takiego stanu rzeczy, ale odkąd zaczęłam używać tego podkładu zaczerwienienia znacznie się przejaśniły (a zniknęły dzięki kolejnemu koreańskiemu cudeńku, o którym kiedyś jeszcze napiszę), a podrażnienia całkowicie zniknęły. Wyczuwalne też jest nawilżenie cery, czuję, że w ciągu dnia nie traci ona wody nawet jeśli nie nałożę pod spód kremu. Co do ochrony przeciwsłonecznej - SPF 42+++ mówi chyba samo za siebie?


Podsumowując: jestem bardzo zadowolona ze swojej pierwszej przygody z kremami BB i jednocześnie pierwszej przygody z kosmetykami azjatyckimi. Zdecydowanie ten krem będzie czymś, do czego będę wracać regularnie, mimo, że cena nie jest niska. 
Ciekawa jestem waszej opinii na temat kosmetyków azjatyckich. Chętnie się dowiem, co możecie polecić :)


5 komentarzy:

  1. Nie jestem jakoś fanką kremów bb. Choć akurat tego nie znam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jedyny BB krem azjatycki jaki mam i bardzo go lubię :)
    Byłam bardzo zaskoczona, bo ponoć w jednym z naszych centrów handlowych otworzył się ich sklep. Moja mam wróciła ostatnio z zakupów z masą próbek. W szoku byłam jak zobaczyłam, że to Missha.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wiem, ze go chce *_* i chyba go na lato kupie <3 chociaz w sumie chce ten kolor to ideał na teraz. Musze zobaczyć jak z ciemniejszymi kolorami, bo bym potrzebowała tak o 2 tony ciemniejszy na lato :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie już kiedyś o nim czytałam i dodałam do swojej wishlisty, a Twoja recenzja dodatkowo utwierdziła mnie w przekonaniu, że trzeba go zamówić! ;) Tylko ten odcień jest jaśniutki, chyba bym musiała wziąć ciemniejszy. ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. Od dawna już chcę wypróbować azjatyckie BB, nigdy wcześniej nie miałam okazji, a wciąż szukam swojego podkładowego ulubieńca, więc może to będzie dobry kierunek, zwłaszcza, że Missha dostępna jest teraz w PL, więc odpada problem z zamawianiem. 13 będzie dla mnie za jasna, musiałabym wziąć 21, ale podoba mi się pomysł z wykorzystaniem odcienia jako rozjaśniacz, ciemnych podkładów u mnie pod dostatkiem, więc w końcu bym je zużyła ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz. Chętnie przyjmę każdą Twoją opinię lub krytykę. Pamiętaj jednak, by nikogo nie obrażać ;)


Zostawiając komentarz wyrażasz zgodę na publiczne udostępnienie zawartych w nim treści oraz akceptujesz Politykę Prywatności!




SZABLON BY: PANNA VEJJS.