Moja kosmetyczna historia

piątek, 18 września 2015
Jakiś czas temu Aswertyna opublikowała na swoim blogu wpis, w którym opisuje pewne zmiany w swoim podejściu do spraw przyziemnych związanych z kosmetykami i ogólnie blogową karierą. Bardzo przyjemnie czytało mi się ten post, a pod wieloma punktami mogłabym się podpisać obiema rękami. W mojej głowie zaświtała myśl - jak bardzo ja zmieniłam się od czasu założenia bloga? Jak zmieniło się moje podejście nie tylko do kosmetyków kolorowych ale i do pielęgnacji? Im dłużej o tym myślałam tym więcej zmian zaczęłam dostrzegać. Wcześniej nie zauważałam żadnych zmian, gdyż przebiegały one stopniowo, umykając jakoś uwadze mojej i otoczenia. Dzisiaj chciałabym je wszystkie wyciągnąć na światło dzienne.



Pędzle
Kiedyś miałam jeden pędzel - do pudru. I to tylko dlatego, że nie da się go nakładać palcami. Cały makijaż wykonywałam zawsze przy użyciu jedynego dostępnego mi narzędzia- palców. Nakładałam palcami podkład, a następnie przy użyciu dwóch czy trzech cieni, które miałam w swojej kosmetyczce wykonywałam makijaż oka. Nie czułam potrzeby posiadać całego arsenału narzędzi, wydawało mi się, że wydam niepotrzebnie kasę a uzyskiwany efekt zupełnie się nie zmieni. Błąd!

Konturowanie
A kysz! Jeszcze dwa lata temu za nic nie nałożyłabym na siebie bronzera! Dbałam o to, by moja cera była arystokratycznie blada i taka miała pozostać. Przecież jak nałożę bronzer to jeszcze ktoś pomyśli, że się opaliłam! Fuj! Poza tym bronzerem się twarz wyszczupla. Ja nie muszę. Tylko tapeciary i grubasy oszukują same siebie. To przecież sztuczne i obciachowe. Niech żyje naturalność!

Róż
No i tu jest podobnie, Róż? Taki różowy róż na MOJEJ białej twarzy? Chyba nie po to używam podkładu, zakrywam wszystkie plamki, żyłki i inne różowości, żeby potem nakładać na siebie coś różowego. No bez sensu! Jak będę chciała być różowa to się nie pomaluję, logiczne, nie? 
No właśnie chyba nie, bo w tej chwili róż to mój ulubiony kosmetyk.

Rozświetlacz
Booooziu, jak można używać rozświetlacza? Jakie to jest kompletnie głupie, najpierw matowy puder, potem coś świecącego... Gdzie sens, gdzie logika? I co, pomaluję się rozświetlaczem i będę wyglądała jakbym miała tłustą buzię? Albo jakbym się SPOCIŁA??! Co to, to nie! 
No ok, do tej pory nie do końca rozumiem fenomen rozświetlania się po całości, lekki mat wydaje mi się bardziej elegancki i schludny. Podoba mi się rozświetlenie, ale na policzkach i łuku kupidyna. Świecące czoło i nos nadal kojarzą mi się z brudną, przetłuszczoną i spoconą twarzą.

Kremy
Fenomen na skalę światową, zaczęłam dbać o swoją skórę. Kiedyś nienawidziłam kremów, to była tragedia. Nie nakładałam na skórę nic bo zimnej papki ze słoiczka unikałam jak diabeł święconej wody. Po kremie, nawet mocno matującym skóra mi się świeciła, a już chyba sobie wyjaśniliśmy, że to obrzydliwe. Dopiero niedawno nastąpił przełom, zaczęłam używać na noc oleju arganowego, skóra była ładna, gładka i miła w dotyku a w dodatku się nie swieciła! Teraz juz wiem, że świecenia było reakcją obronną skóry gdy chciałam ją wysuszyć na wiór. Zaczęłam nawet używać kremu pod oczy. Przeciwzmarszczkowego.

Balsamy
Tak, kolejna zimna papka, tym razem w butelce. Klejąca i wstrętna, czekająca tylko na to, żeby mi uprzykrzyć życie. Po użyciu balsamu czułam się jakbym miała mokre ciało. Tak samo było z kremami do rąk i do stóp, cały czas wydawało mi się, że mam mokre dłonie. Coś okropnego. 
I tutaj nie było fenomenalnego odkrycia czy coś... po prostu nasłuchałam/naczytałam się jakie to ważne i zmuszałam samą siebie do znoszenia tej lepkiej i mokrej powłoczki na ciele. Zaczęłam próbować różnych kosmetyków, wyrobiłam sobie nawyk używania ich na noc, żeby się nie kleić w dzień i juz tak zostało.

Włosy
To jest moja zmora. Nienawidzę nic z nimi robić. Nawet tak podstawowe czynności jak mycie i czesanie wywołują u mnie dreszcze, o nakładaniu na nie jakiś specyfików nawet nie wspomnę. Są mocno kręcone, ciężkie i niemiłosiernie się plączą. Kiedyś nawet nie pomyślałabym o tym, żeby robić z nimi więcej niż jest to konieczne. Najlepszą opcją wydawało się katowanie ich prostownicą, wtedy plątały się o wiele mniej, także podczas mycia. Tylko wyglądały co raz gorzej. Pogodziłam się z nimi i staram się o nie dbać najlepiej jak potrafię. Odstawiłam prostownicę, nie używam też suszarki. Nakładam regularnie odzywki i maski, a także oleje (już mniej regularnie). Nadal są kręcone i okropnie się czeszą, ale przynajmniej są zdrowsze.

Paznokcie
Miałam taki moment w swoim życiu, że strasznie obgryzalam paznokcie. Potem przestałam i wydawało mi się, że im dłuższe paznokcie tym lepiej. Nieważne, że nie dało się z nimi funkcjonować. Do tego zawsze musiałam mieć je doskonale pomalowane i ozdobione, pasujące do stylizacji. Nadal lubię je zdobić, lubię je mieć ładnie pomalowane, ale teraz, gdy mam więcej obowiązków preferuję już nieco krótszą płytkę, ładnie opiłowaną i pomalowaną neutralnym kolorem. Zdobienia noszę rzadziej, ale za to myślę, że są bardziej dopracowane.

Świadomość
Tak, zmieniło się moje podejście do wielu kosmetyków. Korzystam z nich bardziej świadomie, wiem co do czego służy, dlaczego powinnam używać danych produktów, zwracam większa uwagę na potrzeby mojej skóry i włosów, na działanie poszczególnych kosmetyków, a także na higienę ich uzywania, regularnie myję pędzle i gąbki, nie pożyczam swoich kosmetyków i pędzli koleżankom, a jeśli już to zawsze je dezynfekuję przed ponownym użyciem na sobie. Nadal nie ogarniam składów i nie umiem wyróżnić który składnik jak na mnie działa, ale staram się wybierać kosmetyki naturalne. Mam nadzieję, że w przyszłości będę jeszcze bardziej świadomie podchodzić do takich spraw.


Napiszcie mi jakie zmiany przeszło ostatnio wasze podejście do babskich spraw!


Dzięki i do nastepnego :*









3 komentarze:

  1. Świetny post! Uśmiałam się przy bronzerze i róży bo 2 lata temu miałam tak samo! Arystokratyczna bladość i ciemne oczy dla kontrastu. TRAGEDIA ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba z biegiem czasu każdy zmienia swoje upodobania;D
    Mi kiedyś podobały się blond włosy czarne kreski pod oczami mocno wytuszowane rzęsy, ciemny fluid i ogólnie opalenizna :D
    a teraz wolę byc blada, przyciemniłam włosy i nie maluję się tak mocno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mocne malowanie to chyba kwestia makijazowej dojrzalosci, tez za szczeniaka uwielbialam mocne makijaze, teraz juz nie czuje potrzeby robic smoky eye wychodzac po bulki :)

      Usuń

Dziękuję za Twój komentarz. Chętnie przyjmę każdą Twoją opinię lub krytykę. Pamiętaj jednak, by nikogo nie obrażać ;)


Zostawiając komentarz wyrażasz zgodę na publiczne udostępnienie zawartych w nim treści oraz akceptujesz Politykę Prywatności!




SZABLON BY: PANNA VEJJS.