Lakiery hybrydowe Pure Color Victoria Vynn

piątek, 30 grudnia 2016
Niesłabnąca popularność lakierów hybrydowych sprawia, że co raz więcej kobiet decyduje się na wykonywanie stylizacji w domowym zaciszu przy użyciu samodzielnie zakupionych produktów, jednak marki oferujące lakiery hybrydowe wyrastają ostatnio jak grzyby po deszczu zasypując potencjalne klientki milionami obietnic i kusząc co raz to nowszymi efektami. Jak wśród tak ogromnego wyboru podjąć właściwą decyzję? 


Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam mój wybór - testowałam już kilka marek lakierów hybrydowych, także tych bardzo popularnych. Mam porównanie i wiem już czego oczekuję od dobrego lakieru hybrydowego. Jakie warunki musi spełniać, by pracowało się z nim nie tylko dobrze, ale bardzo dobrze. Po rocznych poszukiwaniach trafiłam w końcu na coś, co spełnia moje oczekiwania w 100% - lakiery hybrydowe Victoria Vynn.

Są to nietypowe hybrydy. Zainteresowałam się nimi z powodu ich nietypowego sposobu zdejmowania - hybrydy z serii Pure Color rozpuszczają się w alkoholu. Dzięki tej technice nie ma konieczności moczenia paznokci w acetonie, który jest szkodliwy nie tylko dla dłoni i paznokci ale także dla dróg oddechowych. Dodatkową zaletą takiego rozwiązania jest fakt, że płyn na bazie alkoholu nie tylko jest delikatniejszy dla skóry, ale także ma właściwości antybakteryjne i antyseptyczne!


Mimo nietypowego sposobu zmywania hybrydy nadal są wyjątkowo trwałe. Powiedziałabym nawet, ze trwalsze niż jakiekolwiek inne, które stosowałam. Zwykle sylizacja hybrydowa na moich dłoniach wytrzymywała maksymalnie tydzień, czasem lakier potrafił odejść jeszcze tego samego dnia. Myślałam, że moje paznokcie po prostu nie lubią się z hybrydami, ale seria Pure Color od Victoria Vynn przekonała mnie, że wcale nie musi tak być! Te hybrydy jako jedyne trzymają się na moich paznokciach nawet 3 tygodnie w nienagannym stanie! 

Dodatkową zaletą jest komfort aplikacji. Nawet jasne kolory są doskonale napigmentowane, więc wystarczą dwie cienkie warstwy by uzyskać pełne krycie. Paznokieć po nałożeniu lakieru nie staje się nienaturalnie gruby i brzydki. Lakiery też świetnie się poziomują, trzeba by się naprawdę postarać aby utworzyły się nieestetyczne fałdki i nierówności. 


Aplikację uprzyjemnia także pędzelek. Wyjątkowo krótki i elastyczny. Świetnie się nim operuje przy skórkach jak i przy wolnym brzegu. Mam nad nim dużą kontrolę więc łatwo mi dojechać do każdego zakamarka paznokcia, nie mam obaw, że nie dojadę dokładnie do skórek lub zaleję sobie skórę po bokach. Odkąd mam hybrydy Victoria Vynn nie umiem już malować żadnymi innymi hybrydami. 

Nie mogę też nie wspomnieć o tych przeuroczych buteleczkach! Spójrzcie tylko na nie! Bardzo zgrabne i wygodne w przechowywaniu dzięki temu, ze już na zakrętce widać jaki kolor znajduje się w buteleczce. Wąska zakrętka jest także atutem podczas malowania, gdyż wygodnie leży w ręce. Kwadratowe buteleczki mienią się perłowym, syrenkowym blaskiem i zdecydowanie pozytywnie wyróżniają się na tle prostych czarnych buteleczek innych firm. 


Mają tylko jedną wadę - w ofercie są zaledwie 72 kolory, co wydaje się sporo, bo każdy może znaleźć coś dla siebie, jednak ja, maniaczka wymyślnych kolorów czekam na nowe odcienie w kolekcji Pure Color. Mimo to - dla mnie to będzie ulubieniec roku 2016 i pewnie wielu kolejnych!


Jeśli ktoś z Was miał do czynienia z lakierami z tej lub innej serii marki Victoria Vynn koniecznie podzielcie się doświadczeniami. Być może skuszę się też na inne serie. 

Dzięki i do następnego :*

Czytaj dalej »

Matowe pomadki Bell Matte Liquid Lips z Biedronki | Recenzja

wtorek, 27 grudnia 2016
Witajcie! 
Jak czujecie się po świątecznych przyjemnościach? Mam nadzieję, że atmosfera przy stołach była magiczna, a jedzonko pyszne. Oby poszło w cycki! Mam też nadzieję, że zdążyłyście wypocząć i zrelaksować się w gronie najbliższych. Ja zdążyłam więc przychodzę z nową energią i chęcią do działania. 
A dzisiaj konkretnie z recenzją kolejnego biedronkowego hitu czyli matowych pomadek w płynie od Bell. Pamiętacie serię Moroccan Dream, która zdobyła serca klientek w czasie wakacji? Tym razem może być podobnie więc radzę się pospieszyć. Seria Bell Matte Liquid Lips zapowiada się jako godna następczyni wakacyjnej edycji.


Jak zawsze zacznę od opakowania bo to najprościej ocenić, a wbrew pozorom jest bardzo ważną częścią kosmetyku. Tu nie ma się do czego przyczepić, ale też nie ma zachwytów. Buteleczka wykonana z błyszczącego, dość grubego plastiku. Design nie powala na kolana, jest dość przeciętny, ale nie razi w oczy więc nie wstydziłabym się wyjąć pomadki w miejscu publicznym. Czarna zakrętka zakręca się do końca, nic nie wycieka, nie wypływa, nie trzeba się szarpać żeby pomadkę otworzyć czy dokładnie zamknąć. Obawiam się jednak, że napisy mogą się ścierać.


Opakowaniem się nie zachwycałam, ale pieśni pochwalne pojawią się pod adresem formuły. Dość rzadka pomadka rozprowadza się na ustach cienką, ale dobrze kryjącą warstwą. Zaledwie jeden kolor zauważyłam, żeby smużył, cała reszta rozprowadza się pięknie. Nie trzeba się wiele napracować, aby pomadka ładnie wyglądała na ustach. Rozprowadza się równomiernie i naprawdę ładnie wygląda. 


Niestety fajna formuła i dobra pigmentacja nie wystarczą by pomadką łatwo się malowało. Potrzebny jest jeszcze dobry aplikator, a do tego mam jednak mieszane uczucia. Na zdjęciach widać, że jest on dość szeroki i puchaty, a na środku ma wgłębienie, w którym zbiera się produkt podczas wyjmowania aplikatora z opakowania. Z jednej strony to fajne bo szybko się nim maluje i zawsze mamy na aplikatorze taką samą, wystarczającą ilość produktu. Z drugiej jednak strony dość trudno pracuje mi się z tym aplikatorem, żeby precyzyjnie wyrysować usta potrzebuję jednak czasu i skupienia. 


Na plusa zasługuje trwałość bo jednak dość dobrze trzymają się ust. Gdy zastygną stają się odporne na ścieranie, nie transferują się. Oczywiście nie jest to najlepsza trwałość z jaką miałam do czynienia bo jednak posiłku, czy nawet dużej ilości picia nie wytrzymają nienaruszone, ale za tą cenę chyba nikt nie wymaga od produktu nienagannej trwałości. Polecam wybierać tę pomadkę, gdy wiemy, że znajdzie się czas na poprawki. Z pewnością będą niestety dość częste ponieważ formuła jest bardzo nietrwała w kontakcie z czymkolwiek wilgotnym.


Kolorów tym razem jest pięć i są bardzo podobne do poprzedniej serii. Numer 01 (od prawej) to modny odcień nude. Trochę beżowy róż, nutka brązu. Dość ładny i uniwersalny. 02 jest identyczny jak w serii Moroccan Dream. Jasny pudrowy róż, trochę w stylu lalki Barbie. Zdecydowanie chłodny, będzie pięknie wyglądał na blondynkach. 03 Będzie hitem dzięki swoim chłodnym, szarawym nutom. To taki róż z szarością i fioletem. Jest chłodny ale nie siny więc z pewnością będzie pierwszym wyborem wielu kobiet. Czwarty kolor to niezbyt oczywista czerwień. Z jednej strony dość ciepła, ale mająca w sobie sporo różowych nut. Ostatni kolor to dość ciepły odcień fuksji.

Dla wszystkich maniaczek matowych pomadek dodam, że jest to prawdziwy mat. Nie taki udawany trochę-mat, pół-mat. Wykończenie jest naprawdę matowe ale też nie jest jakieś niekomfortowe, przynajmniej dla mnie. Nie zaobserwowałam żeby szczególnie wysuszały usta nawet przy częstym noszeniu.
Pomadki możecie dostać w Biedronkowych szafach Bell za cenę 8.99. Nie wiem dokładnie ile produktu jest w opakowaniu, ale myślę, że wcale nie tak mało, także cena nie jest wygórowana.

Dajcie znać, czy miałyście te pomadki, albo czy jesteście nimi zainteresowane.
Dzięki i do następnego :*
Czytaj dalej »

Śnieżynka | Zdobienie

niedziela, 18 grudnia 2016
Po choinkowych gałązkach i czerwono-białym sweterku w norweskie wzory przyszedł czas na kolejne zdobienie. Tym razem coś dla fanek monochromatycznych barw i brokatu. Proste wzory śnieżyki i sweterka połączyłam z mocnym srebrnym błyskiem na palcu serdecznym połączonym z nietypowym brokatem bo w czarnym i matowym. W uzyskaniu takiego efektu po raz kolejny pomogły mi precyzyjne lakiery do zdobień od Golden Rose, które jeszcze nie raz zobaczycie u mnie w akcji, bo mam przygotowane dla Was jeszcze kilka cudownych zdobień. Tymczasem jednak zapraszam do obejrzenia czarno-białych pazurków w zimowym klimacie!






Do zdobienia użyłam:
-Biały lakier Golden Rose Ice Color 102
-Czarny lakier do zdobień Golden Rose Nail Art 106
-Srebrne brokatowe lakiery Golden Rose Nail Art 144 i Golden Ice Color 194
-Czarny brokat
-Czarny matowy lakier
-Matowy Top Coat


Dajcie znać, co sądzicie o takim wyborze na świąteczno-zimowy czas. 
Dzięki i do następnego :*
Czytaj dalej »

Świąteczny sweterek | Zdobienie

czwartek, 15 grudnia 2016
Skoro już udało mi się tak rozplanować wszystkie obowiązki żeby mieć czas na bloga, to wena do zdobień wróciła i teraz szaleję ze zdobieniami. Królują wzory świąteczno-zimowe idealnie dopasowane do panującej atmosfery. Za oknem mróz i wiatr, więc trzeba rozgrzewać się nie tylko myślą o nadchodzących świętach. Pazurkom też przyda się ciepły sweterek- najlepiej w norweskie wzory w iście świątecznych barwach! 







Do zrobienia użyłam:
-lakier bazowy MIYO mini drops (starty numerek)
- Lakier do zdobień Golden Rose Nail Art 101


Jeśli zdobienie Wam się podoba koniecznie zostawcie komentarz!
Dzięki i do następnego :*
Czytaj dalej »

Gałązki choinki | Zdobienie

wtorek, 13 grudnia 2016
Święta tuż tuż, a ja jak zwykle spóźniona z tematycznymi zdobieniami. Jak zawsze z resztą, końcówka roku to ciężki okres dla mojego bloga. To już chyba tradycja, że grudzień świeci pustkami, sprzęt odmawia współpracy, a natłok obowiązków nie pozwala się skupić na regularnym pisaniu. Muszę jednak znaleźć dla Was czas, bo jednak święta to piękny okres i szkoda by było nie przygotować dla Was kilku zdobień. 

Dziś pokażę Wam proste zdobienie wykonane za pomocą lakierów Golden Rose, które już niedługo pokażę Wam bliżej i z pewnością kilka słów o nich opowiem. Dziś jednak skupmy się na zdobieniu, bardzo prostym, ale w świąteczno-zimowym klimacie. 






Do zrobienia tego zdobienia użyłam:
-Lakier bazowy: Golden Rose Ice Color 105
-Zielona farba akrylowa
-Czerwony lakier MIYO mini drops (numerek się wytarł)
-Lakiery do zdobień Golden Rose Nail Art  w numerkach: 101, 129, 113, 106

Dajcie znać co sądzicie o takim zdobieniu. 
Dzięki i do następnego :*
Czytaj dalej »

Jesienny Joybox

niedziela, 11 grudnia 2016
Joybox to było pierwsze pudełko kosmetyczne na jakie się kiedykolwiek zdecydowałam. Co prawda nie kupuję regularnie, a jedynie gdy zawartość wyjątkowo mi się spodoba, ale to już drugie moje pudełko. Nie widziałam sensu pokazywać wam boxa zaraz po zakupie bo jego zawartość zawsze jest jawna, także pokazuję gdy już przetestowałam większość produktów. Od razu powiem, że tym razem także Joybox mnie nie zawiódł!

 

Produkty Vianek to coś, co zawsze znajduje się w pudełeczku. Także i tym razem jestem zadowolona z obu produktów. Olejek do włosów ma cudowny zapach, w którym jestem absolutnie zakochana. Nie tylko sprawia, że włosy pachną długo i cudownie, ale także świetnie nadaje się do olejowania włosów lub do mieszania odrobinki z maską. Za to toniku nie jestem w stanie docenić w 100% gdyż nie używam go regularnie. Zauważyłam jednak, że gdy go używam włosy mniej się puszą przy skórze i mniej elektryzują, dodatkowo daje przyjemne uczucie chłodzenia i pachnie dzieciństwem.


Serum w kremie na końcówki firmy Bumble and bumble to produkt, który sama mogłam sobie wybrać do pudełka i chyba żałuję. Jest tak cudowne, że nie będę mogła bez niego żyć i będę zmuszona kupować regularnie chociaż wcale nie jest tanie! No ale efekty są warte każdej ceny - włosy po jego użyciu są idealnie gładkie, mięciutkie i nie puszą się. Stosowany zarówno na sucho jak i na mokro daje fantastyczne efekty, moje włosy go kochają!



Kryształki do kąpieli trafiły mi się o zapachu lawendy i bardzo się z tego cieszę. Bardzo uprzyjemniły kąpiel, a relaksujący zapach lawendy pomógł się odprężyć po ciężkim dniu. Szkoda, że opakowanie jest tylko na raz, wolę produkty w większych opakowaniach więc jeśli spotkam te kryształki w jakimś dużym opakowaniu to chętnie kupię ponownie.


Serum LashVolution to chyba produkt, dla którego większość osób skusiło się na tego boxa. Dla mnie również był to decydujący produkt. Używam regularnie odkąd tylko dostałam pudełeczko i widzę pierwsze efekty. Jeszcze trochę czasu kuracji przede mną, ale na pewno na koniec dam znać jaki był efekt końcowy. Na szczęście mnie nie uczuliło ani nie podrażniło także bardzo się cieszę.


Skarpetki złuszczające z Bielendy to kolejny produkt, którego byłam bardzo ciekawa. Akurat planowałam zakupić coś na stopy więc zakup pudełka tym bardziej był dla mnie uzasadniony. Efekty są dobre, skarpetki działają, ale nie podoba mi się ich forma - skarpetki osobno i osobno płyn w saszetkach, ktory trzeba samodzielnie wlać do środka. Jakoś nie przekonała mnie ta forma, zwłaszcza, że tego płynu spokojnie starczyłoby na dwa użycia.



Podsumowując jestem z pudełeczka po raz kolejny zadowolona. Na to zimowe się chyba nie zdecyduję, ale zobaczymy, może kolejne trafi w moje ręce? 

Jeśli macie jakieś doświadczenia z boxami urodowymi to koniecznie dajcie znać, jakie są wasze ulubione i jakie warto zasubskrybować!

Dzięki i do następnego :*
Czytaj dalej »

Mikołaju byłam grzeczna czyli świąteczna wishlista

czwartek, 8 grudnia 2016
Witajcie! Już jutro Mikołajki więc czas najwyższy napisać list do Mikołaja i poprosić go o kilka fajnych rzeczy. Jeśli jesteście ciekawi co chciałabym znaleźć pod choinką w tym roku to zapraszam do czytania dalej!



1. Torba Zoe Bag - marzę o niej od jakiegoś czasu ale zawsze mam pilniejsze wydatki. W tym roku po raz kolejny liczę na prezent od Mikołaja, we wcześniejszych latach się nie udało, ale może teraz?

2. Kalendarz lub planer - Fajny kalendarz pomoże w organizacji i planowaniu zadań w kolejnym roku. Sklepy oferują nam co raz więcej rozwiązań, które możemy dopasować do siebie i swojego trybu życia. Osobiście wciąż jestem na etapie poszukiwania idealnego rozwiązania dla siebie, ale liczę, że uda się znaleźć coś, co spełni moje oczekiwania.

3. Nyx Soft Matte Lip Cream Set - jestem potwornie zła, że nie udało mi się kupić tego setu na stronie internetowej. Niestety kontakt Nyxa z klientem jest gorzej niż żałosny, pytanie we wszystkich możliwych miejscach czy pojawi się on w sklepie internetowym pozostawał bez odzewu. Gdybym wiedziała, że pojawia się tak późno i w tak małej ilości, próbowałabym zdobyć ten set stacjonarnie poprzez kogoś, kto ma możliwość zajść do sklepu. Teraz niestety zdobycie tego setu jest dla mnie prawie niemożliwe ale może zdarzy się świąteczny cud?

4. Etui na telefon - w końcu na mój model pojawiły się różnego rodzaju case'y i etui z pięknymi wzorami. Mi bardzo podoba się model w galaktyczny wzór. Wygodne etui ochroni telefon przed małymi upadkami, zarysowaniem ekranu, ale także pozwala telefon postawić. Przyda się podczas oglądania filmików przy śniadaniu.

5. Nowości marki Makeup Revolution - ostatnio szaleją z nowościami, a ja wzdycham do nich co raz głośniej i co raz mniej skrycie. Tęczowy rozświetlacz czy nowe czekoladowe paletki muszą trafić w moje ręce bez dyskusji. Nie mogę się doczekać kiedy pojawią się w polskich sklepach.

6. Laptop - mój laptop odsłużył już swoje i należy mu się emerytura. Niektórym zadaniom już co raz trudniej mu podołać, a teraz studia postawią przede mną i przed nim nowe, co raz trudniejsze. Dobry sprzęt to spore ułatwienie w pracy. Przeglądając internet w poszukiwaniu sprzętu o odpowiednich parametrach natrafiłam na model MSI PE60 i wstępnie to on jest moim nowym wybrańcem.



Dajcie znać, co Wy chciałybyście dostać w tym roku od Mikołaja? Macie jakieś szczególne życzenia?

Dzięki i do następnego :*

Czytaj dalej »

Delia Creamy Glam | Recenzja

czwartek, 17 listopada 2016
Nie wiem czy kiedykolwiek Wam to mówiłam, ale uwielbiam produkty do ust niemal tak samo jak lakiery do paznokci i róże do policzków. Mogłabym ich mieć miliony i nadal byłoby mi mało. Nie wiem też, czy kiedykolwiek wspominałam, że moja relacja ze szminkami jest dość specyficzna. Jak przypnę się do jakiegoś koloru to nie ma przebacz. Będę go katować i nosić dzień w dzień, aż mi się znudzi i przepadnie na kolejne tygodnie na dnie kosmetyczki, albo do czasu, aż zachwycę się czymś innym i w sumie efekt jest wtedy taki sam. Ostatnio szminką, której nie mogłam dać spokoju jest Delia Creamy Glam w numerze 115.



Pierwsze co zwraca uwagę w tej szmince to nie da się ukryć - opakowanie. Jest przepiękne. Złote, z grubego plastiku imitującego metal. Tłoczenia nadają jej wygląd niemal biżuteryjny, a minimalistyczny design sprawia, że spokojnie można by pomyśleć, że kosztuje znacznie więcej niż w rzeczywistości. Nie da się przejść obojętnie obok niej, zwłaszcza teraz, późną jesienią, gdy najchętniej wszystko pokryłabym złotem i migoczącymi akcentami.


Mimo, że opakowanie jest niewątpliwym atutem tego produktu to jednak najbardziej liczy się wnętrze. A co znajdziemy w środku? Przepiękny odcień ciepłej maliny. Niby kolor typowo letni, ale mnie on zachwycił w początkach jesieni i do niedawna grał pierwsze skrzypce w moim makijażu. Odcień ciepły i głęboki, zwracający uwagę. Zdecydowanie wychodzi na pierwszy plan i nie lubi konkurencji w postaci mocnych oczu. Za to cudownie podkreśla urodę.

Oprócz koloru ważna jest też konsystencja. W aplikacji jest miękka jak masełko i nakłada się ją z przyjemnością. Gładko sunie po ustach zostawiając równomierną warstwę o doskonałym kryciu. Oczywiście mimo tak łatwej aplikacji nie zaryzykowałabym nakładania jej bez lusterka, bo to jednak dość widoczny kolor i wymaga precyzyjnej aplikacji. 


Ci z was, którzy czytają mojego bloga regularnie i od dawna na pewno są teraz zaskoczeni - kremowa pomadka przy mojej miłości do suchego matu? No tak, zdarza się, zwłaszcza w ciepłe miesiące i w okresach przejściowych, gdy moje usta nie chcą współpracować z matowymi produktami. Jednak to, że produkt jest kremowy nie oznacza, że ma konsystencję błyszczyka, bo tego bym nie zniosła. Moje umiłowanie matu nadal trzyma się mocno i konsystencja tej pomadki przypadła mi do gustu ze względu na jej właściwości- nie jest to ani suchy mat, ani błyszczykowaty blask, po nałożeniu na usta pomadka daje kremowe w odczuciu i satynowe wizualnie wykończenie, co spodobało się i moim ustom i oczom.


Trwałość oceniam na plus, bo jak na taką formułę utrzymuje się zaskakująco długo. Napicie się wody z butelki nie zniszczy doszczętnie makijażu. Pomadka odbije się na dotykanej powierzchni ale nie zatrze się całkowicie. Gorzej już jest przy posiłkach bo wtedy pomadka schodzi, ale robi to równomiernie, nie pozostawiając koszmarnie wyglądającego rantu w połowie ust. Także same plusy.

Co jeszcze jest plusem? Gdyby tych zalet było Wam mało to mogę dodać, że pomadka pachnie cukierkami, aż mam ochotę ją zjeść <3 nbsp="" p="">

Dajcie znać czy podoba Wam się kolor i jakie pomadki lubicie na taki okres przejściowy oraz jesienny. Ja na jesień wracam do matów!
Dzięki i do następnego :*
Czytaj dalej »

Lisek | Zdobienie

poniedziałek, 14 listopada 2016
Co prawda za oknem śnieg zaskoczył mnie i moje zdobnicze plany nie mniej niż drogowców, ale zostało mi nieopublikowane zdobienie, które moim zdaniem powinno ujrzeć światło dzienne. Nie dlatego, ze jest jakieś wspaniałe, wyjątkowo odkrywcze czy coś. No ale spójrzcie tylko - czy ten lisek nie zasługuje na chwilę uwagi? Liski są przecież takie słodkie, że nie mogę kisić go w folderze do przyszłej jesieni, to byłaby zbrodnia! Poza tym, coś czuję, że czasu na zimowo-świąteczne zdobienia będzie w tym roku całe mnóstwo, zdążymy się jeszcze nimi znudzić. Także lisek zaprasza do oglądania!






Dajcie znać czy u Was jeszcze trwa złota jesień, czy już otuliła Was zimowa kołderka ze śniegu!
Chętnie się dowiem, czy lisek Wam się podoba!

Dzięki i do następnego :*
Czytaj dalej »

Vianek Peeling- maseczka | Recenzja

poniedziałek, 7 listopada 2016
Witajcie! 
Dziś odpoczniemy od nawału zdobień paznokci i opowiem Wam nieco o produkcie do pielęgnacji, który skradł moje serce i bez którego nie wyobrażam sobie swojej kosmetyczki. Mowa o peelingu-maseczce do twarzy marki Vianek - czyli polskiej marki będącej odłamem Sylveco.


Zanim przejdę do swoich zachwytów nad właściwościami tego produktu to opowiem najpierw nieco o sprawach technicznych.  Peeling marki Vianek jak już wspomniałam produkowany jest przez firmę Sylveco i należy do pomarańczowej serii odżywczej. Zamknięty jest w wygodnej miękkiej tubie, z której bez problemu wydobędziemy taką ilość produktu, jakiej potrzebujemy. Sam produkt ma konsystencję gęstej pasty pomieszanej z olejem - jest dość zbity ale też tłusty. Dzięki zawartych w nim odżywczych składnikach takich jak olej sojowy, olej z pestek moreli, olej rokitnikowy, masło kakaowe, masło shea, masło avocado oraz miód ma odżywiać, wygładzać, nawilżać i uelastyczniać skórę pozostawiając ją promienną i pełną blasku. Dodatkowo jest to produkt naturalny, zawiera zioła z ekologicznych upraw i jest nietestowany na zwierzętach.


Peeling ten jest z pomarańczowej serii odżywczej i trafił w moje ręce w naturalnej edycji pudełka JoyBox. Peelingów mechanicznych nie używam lub używam bardzo rzadko więc nie do końca byłam zachwycona tym produktem, jednak uwielbiam maseczki i miałam nadzieję, że skoro jest to produkt dwa w jednym to sprawdzi się także jako maska na twarz. Z jednej strony początkowa niechęć do produktu, z drugiej jednak pokładałam spore nadzieje, gdyż opinie o marce Vianek od samego początku były bardzo pochlebne, ponadto lubię poznawać produkty, które nie tylko są dobre, ale też naturalne i polskie! 


Przy pierwszym użyciu zastosowałam ten produkt jako peeling bo wydawało mi się, że to będzie jego główne zadanie. Czytając opis od producenta z tylu tuby spodziewałam się czegoś delikatnego, a on okazał się naprawdę porządnym zdzierakiem. Tutaj składnikiem ścierającym martwy naskórek nie jest cukier czy sól jak w większości naturalnych kosmetyków ale mielone siemię lniane, które nie tylko okazało się dość ostre, ale także nie rozpuszcza się w kontakcie z wodą, więc możemy masować nim twarz tak długo, jak uznamy za stosowne. Efekt jest natychmiastowy - po wykonaniu peelingu skóra jest idealnie gładka, czysta, a suche skórki po prostu przestają istnieć. 


Prawdziwa magia dzieje się jednak już po wykonaniu peelingu. Producent zaleca pozostawić produkt na twarzy na około 10 minut i tak też zrobiłam używając go po raz pierwszy. Po zmyciu nie spodziewałam się cudów, obawiałam się, że cera będzie podrażniona i zaczerwieniona po mechanicznym oddziaływaniu na nią. Zaskoczyło mnie jednak, ze skóra była pięknie ukojona, nawilżona i miękka. Odżywcze składniki zawarte w produkcie dały naprawdę satysfakcjonujący i widoczny efekt, wręcz nie mogłam przestać dotykać swojej twarzy. 


Po pierwszym użyciu byłam zachwycona, a teraz dosłownie zakochałam się  w tym produkcie. Używam go nieco inaczej niż za pierwszym razem, bo nie masuję skóry peelingiem zbyt długo - dosłownie kilka sekund podczas rozprowadzania produktu na twarzy- i pozostawiam na skórze na kilkanaście minut po czym zmywam go ciepłą wodą. Efekt za każdym razem mnie zaskakuje, skóra po tym produkcie jest cudownie miękka w dotyku, nawilżona, odżywiona i gładka. Żaden inny produkt do tej pory nie dał mi tak piorunujących efektów, dlatego jeśli jeszcze nie próbowałyście to koniecznie zapoznajcie się bliżej z tym produktem. Jestem pewna, że nie będziecie żałować!


Napiszcie koniecznie czy znacie ten produkt i jak Wam się sprawdza!

Dzięki i do następnego :*
Czytaj dalej »

Sówka z kropek | Zdobienie

czwartek, 3 listopada 2016
Witajcie! 
Po upiornych Halloweenowych zdobieniach przyszedł czas na nieco wytchnienia. Jesień to w końcu nie tylko duchy i ciepłe szaliki. Ta pora roku mimo wszystko ma całe mnóstwo uroków i charakterystycznych motywów, które można wykorzystać jako inspirację. Ja tym razem zdecydowałam się na sówkę, która niezmiennie od lat kojarzy mi się z jesienią i powrotem do szkoły. Ale żeby nie było nudy sówka powstała z kropeczek, więc tylko wprawne oko dostrzeże z daleka nasz wzór. Którzy z Waszych znajomych są wystarczająco spostrzegawczy?





Jak Wam się podoba taka propozycja na jesień?
Dzięki i do następnego :*
Czytaj dalej »

Lśniąca pajęczyna | Zdobienie

poniedziałek, 31 października 2016
Witajcie! Nadszedł w końcu ten wyczekiwany przez wielu dzień - najstraszniejsza noc w roku! Duchy i upiory tłumami zaleją ulice! Widziałyście już kilka zdobień na tegoroczne Halloween. To będzie ostatnie, co pewnie ucieszy wiele osób. Pajączki na holograficznej pajęczynie to zdobienie jednocześnie eleganckie i w upiornym klimacie. Idealnie nada się na wieczorną imprezę!






Strasznie Wesołego Halloween!

Dzięki i do następnego :*
Czytaj dalej »



SZABLON BY: PANNA VEJJS.