Neon Hearts | BPS

wtorek, 30 czerwca 2015
Witajcie! Ostatnio mało mnie tutaj, ale nareszcie wróciłam do domu, jak pewnie niektóre z was doczytały w poprzednim poście, ostatnie dni spędziłam w Gdańsku. Ostatnie dni były bardzo intensywne, i zapowiada się, że kolejne również będą tak samo, a może bardziej pracowite. Postaram się jednak częściej wpadać do was z recenzjami i zdobieniami, bo zaczynam czuć, że zaniedbałam bloga i ogólnie udzielanie się w blogosferze. 
Dzisiaj, zapraszam was na prezentację uroczych neonowych serduszek, które przyleciały do mnie ze sklepu Born Pretty Store.





Warto wspomnieć nieco o samych ćwiekach. W strunowej torebce dostajemy ok 90 szt serduszek Występują w sześciu neonowych kolorach. Ja wybrałam różowe, ale z pewnością przygarnę jeszcze niebieskie. Ćwieki mają 4 mm średnicy więc są dość spore i mogą odstawać jeśli macie bardzo wypukłe paznokcie. Jeśli chodzi o nakładanie, to nie ma żadnego problemu. Pęsetą nakładamy je na warstwę mokrego lakieru i delikatnie dociskamy. Ja dodatkowo pokryłam je bezbarwnym lakierem i w takim stanie trzymały się przez 3 dni. Są oczywiście wielorazowego użytku, więc jeśli ich nie zniszczymy będą nam służyć bardzo długo. Ja swoje usuwałam najpierw pęsetą, a następnie za pomocą pędzelka i zmywacza usunęłam pozostałości lakieru na spodzie i brzegach ćwieka.


Ćwieki możecie kupić na dziale Nail Art a konkretnie tutaj Kosztują $2.63 ale korzystając z kodu rabatowego JJG10 uzyskacie 10% zniżki na zakupy! Pamiętajcie też, że wysyłka jest darmowa na cały świat!




Jak wam się podobają te neonowe cudeńka? Żałuję, że nie ma jeszcze w sprzedaży takich pastelowych serduszek!





Czytaj dalej »

Lovely Butterfly Eyeliner | Recenzja

piątek, 19 czerwca 2015
Witajcie dziewczyny! Znów jest mnie mało na blogu, ale staram się jak najlepiej przygotować do egzaminu wstępnego na uczelnię, z tej przyczyny w przyszłym tygodniu prawdopodobnie nie będzie mnie wcale. Ani tu, ani na Waszych blogach. Trzymajcie za mnie kciuki, żebym wszystkie egzaminy zdała jak najlepiej :)
Lato w pełni więc dzisiaj pokażę wam moje ostatnie nabytki w kwestii kolorowych linerów - kolorowa kreska to fantastyczny akcent w letnim makijażu. Zwłaszcza, jeśli uda nam się znaleźć eyeliner, który jest ładny, trwały i tani! 

 Eyelinery dostępne są - albo były, bo z tego co wiem jest to edycja limitowana -w Rossmannie w szafach Lovely - naszej polskiej firmy. Cena nie jest wysoka bo za jedną sztukę płacimy niecałe 8 zł. Niestety producent oszczędził nam informacji ile produktu znajduje się w środku. 

 Produkt dostajemy w niedużym, podłużnym opakowaniu charakterystycznym dla eyelinerów tej firmy. Wizualnie jest calkiem ładne, proste, w pastelowym kolorze, oryginalne. Wykonane z solidnego plastiku, ktory się jak na razie nie porysował ani nie zdarły się z niego napisy. Odkręca się bez problemów i dokręca się do końca dzieki czemu produkt w środku nie wysycha. Dla mnie jest jednak niepraktyczne. O ile np. eyeliner z Sephory jest szerszy u dołu i stoi stabilnie, tak ten jest w tej kwestii koszmarkiem. Ciężko jest go postawić, muszę poświęcić temu trochę uwagi żeby udało mi się go postawić i żeby sie nie przewrócił, ale nadal o ponownym nabraniu produktu bez przytrzymywania go drugą ręką nie ma mowy. Przez to rzadziej go używam, gdy się spieszę nie chcę się męczyć z opakowaniem.

 W środku znajduje się cienki, precyzyjny pędzelek wykonany z włosia. Moim zdaniem to dużo lepsza opcja niz gąbeczkowy aplikator. Pędzelek jest dość długi, giętki i elastyczny. Łatwo się nim maluje nawet cieniutkie kreseczki, ale przy grubszej już trzeba się namachać. W żadnym z eyelinerów pędzelek nie był uszkodzony, oba są równiutkie i prose, nie odstają im kłaczki, nie odkształcają się, nabierają odpowiednią ilośc produktu, i ładnie rozprowadzają go na skórze.
 Numer dwa skusił mnie dopiero za którymś razem. Początkowo nie byłam do niego przekonana, ale teraz nie żałuję zakupu. To cudowna, pastelowa ale nie rozbielona mięta, może trochę pistacja... Przepiękny kolor, który idealnie współgra ze wszelkimi odcieniami brązu i fajnie ożywi makijaż w odcieniach nude. Dobrze też łaczy się ze złotem i czernią, a nałożony solo na gołą powiekę nadaje spojrzeniu świeżości. Ideał na wiosnę, ale latem też nie będę od niego stronić!

 Numer 3 to kolor ktorego poszukiwałam od dawna. Idealny pastelowy błękit. Wyraźny, nie trupioblady, nie fioletowawy, nie zbyt rozwodniony. Po prostu ładny intensywny pastel w kolorze letniego nieba w południe, tafli czystej wody w słoneczny dzień... Fantastyczny na lato, pięknie wygląda w połączeniu z kobaltem, ale też złotem i klasyczną czernią. Gdy chcemy lekkiego, świeżego makijażu ten cudaczek wystarczy! Nie musimy nakładać nic więcej a i tak zbierzemy mnóstwo komplementów!

 Jeśli chodzi o krycie to nie skłamię mowiąc, że jedna warstwa linera wystarczy, ale ja zazwyczaj nakładam dwie. Umiejętnie posługując się pędzelkiem nie otrzymamy żadnych smug i prześwitów, ale kolor będzie przygaszoną pastelą. Ładną, nadal przyciągającą uwagę, ale bez fajerwerków. Dopiero druga warstwa sprawia, że pastel staje się wręcz neonowy, skupia na sobie wzrok i nie da się przejść obok niego obojętnie. Jest to jednak opcja dla odważnych, naprawdę spektakulatnie wtedy wygląda!

 Największym plusem tego linera jest trwalość.  Naprawdę życzylabym sobie, żeby wszystkie linery miały taką trwałość. Liner naprawdę utrzymuje się cały dzień. Jest oporny na ścieranie, potarcie oka nie kończy się zieloną/niebieską pandą, jedynie lekkim wyblaknięciem koloru. Za to odpowiada też fakt, że liner po prostu wżera się w skórę. Powieka lub dłoń po zeswatchowaniu produktu dosłownie zabarwia się na dany kolor i nawet zmywanie mocnym płynem nie poradzi sobie z tym do końca. Obawiałam się trochę, że może się kruszyć i pękać, ale nic takiego nie ma miejsca w tym przypadku. Nie odbija sie, co będzie dobrą wiadomością dla dziewczyn o tłustych powiekach. Gdyby Lovely wypuściło czerń o takiej samej jakości to eyeliner z Sephory stałby się kosztowną zachcianką!
Podsumowywać chyba nie muszę. To produkt, który każda fanka kolorów w makijażu powinna mieć! Za taką cenę aż żal się nie skusić!

Dajcie znać co sądzicie i tych linerach i czy lubicie kolorowe kreski!

Dzięki i do następnego :*



Czytaj dalej »

Kamuflaż Rimmel Lasting Finish | Dlaczego nie warto sluchać vlogerek?

piątek, 12 czerwca 2015
Na wstępie zaznaczę, że mój post nie ma na celu obrażenia kogokolwiek. Chciałabym jednak podzielić się swoimi spostrzeżeniami i zrecenzować produkt, który recenzowany był już mnóstwo razy... tylko czy szczerze?
Większość blogerek i vlogerek zapewnia o swojej rzetelności i szczerości wyrażanych opinii. To dobrze, tak powinno właśnie być, bo nie po to czytelnicy zapoznają się z recenzjami, żeby wytworzyć sobie fałszywy obraz jakości jakiegokolwiek produktu. Czytając i oglądając recenzje chcemy prawdziwych informacji dzięki którym łatwiej będzie nam zdecydować czy na dany produkt chcemy przeznaczyć pieniądze. W większości przypadków tak właśnie jest, ale co z recenzjami sponsorowanymi? Czy im też można tak w 100% wierzyć, czy jednak powinniśmy mieć na uwadze, że recenzja może być nie do końca szczera lub zwyczajnie omijać kłopotliwe kwestie?
Jakiś czas temu przez Youtube przetoczyła się fala recenzji nowej serii Rimmel Lasting Finish. W tym kamuflażu, który dziewczyny chwaliły za ładny kolor, konsystencję, lekką formułę i dobre krycie. Fakt, nie zaprzeczę temu wszystkiemu. Czemu tylko większość z nich zapomniała wspomnieć o jednej, ale bardzo dużej wadzie tego kamuflażu?

 To czego nie można zarzucić temu korektorowi to fakt, że posiada fajne praktyczne opakowanie. Prosty design w wyjątkowym kolorze, czerwień dość rzadko spotykana jest w opakowaniach produktów do twarzy. Nie otwiera się w kosmetyczce, ale odkręca się na tyle łatwo, że nie połamiemy sobie na nim paznokci. Jest małe, poręczne i wygodne.
 Nie moge się też przyczepić do koloru, bo powiem szczerze, że moim zdaniem jest idealny! Bardzo jasny, lekko żólty, bez paskudnych różowych tonów. Sprawdzi się nawet dla bardzo jasnych cer a jego delikatnie żółte tony pozwolą ukryć zasinienia pod oczami i zaczerwienione zmiany jeśli takie posiadamy.
Niezaprzeczalnym faktem jest też to, że bardzo mocno kryje. Zdołamy nim  ukryć wszystko, myślę, że nawet tatuaż nie stanowiłby tu dużego problemu. To jego duża zaleta, gdy potrzebujemy idealnej cery bez nawet minimalnej skazy. Można go też pomieszać z czymś lżejszym i mieć korektor do zakrywania drobnych zmian.
 Konsystencja jest bardzo na plus, jest przyjemny, bardzo kremowy, nie jest jakoś bardzo suchy i nie wydaje się ciężki. Przynajmniej ja nie czuję żeby taki był. Nie wysuszył mi skóry pod oczami i ładnie stopił się z cerą. Pachnie tak jak większośc kosmetyków tego typu... woskiem.
 Przejdźmy teraz do tego, o czym vlegerki nie pamiętały w swoich recenzjach... trwałość. Producent twierdzi, że utrzyma się cały dzień. Większość recenzji zupełnie pomija tę kwestię a ja... a ja czuję się oszukana, bo wydałam pieniądze na coś, co się kompletnie twarzy nie trzyma. Nałożony cieniuteńką warstwą pod oczy zważył się po kilku godzinach. Wina kremu? Nie sądzę, bo nakładałam go już na różne kremy a nawet bez kremu. Korektor nie zastyga! Niezależnie ile bym go nie pudrowała i czym... bo stosowałam już różne pudry i zawsze to samo... wystarczy, że się uśmiechnę i korektor przesuwa się w załamania skóry przez co wyglądam jakbym miała conajmniej 50 lat... dodatkowo na wszystkim się odbija. Trzyma się wszystkiego tylko nie twarzy. Nie ma mowy o tym, żeby się podrapać nawet czubkiem paznokcia, dotknąć albo co gorsza... przytulić do kogoś. Gdy mam ten korektor na sobie nie przytulę się do swojego chłopaka by zwyczajnie szkoda mi jego ubrań. Żadna z nas nie chce, by jej mężczyzna chodził z plamami po korektorze na ubraniach, prawda?
Skuszona recenzjami kupiłam go licząc na dobry produkt. Stwierdziłam, że będzie o wiele bardziej wydajny niż zwykle są korektory pod oczy. I całe szczęście, że zapłaciłam za niego tylko połowę ceny, bo gdybym wydała prawie 30 zł na taki bubel to wkurzyłabym się strasznie. Jedyne do czego ten korektor się nadaje to nakładanie pędzelkiem na linię wodną, jest tłusty więc nawet nieźle się tam utrzyma, ale też nie oczekujmy fajerwerków. Moim zdaniem to bardzo słaby produkt, bo jak na obietnicę utrzymywania cały dzień to coś tu jest nie tak. Może i utrzymuje się cały dzień ale chyba na porcelanowej lalce, która nie uśmiecha się, nie mówi i nie rusza.



Jeśli ktoś ma ten korektor i chce mi powiedzieć, jak dziada okiełznać to będę bardzo wdzięczna za każdy sposób bo trochę szkoda mi go wyrzucić.
I napiszcie mi koniecznie co sądzicie o sponsorowanych recenzjach? można im ufać, czy lepiej brać na nie poprawkę?
Czytaj dalej »

Makeup Revolution Scandalous Shade Vice | Recenzja

wtorek, 9 czerwca 2015
Witajcie! Jak wam minął ten cudowny, długi letni weekend? Ja nie mogę narzekać, piękna pogoda, wygrzewanie na kocyku, całonocne ogniska na łonie natury... wszystko to trzymało mnie uparcie z dala od komputera, ale jednak czas wziąć się za siebie, dzisiaj pada, więc jest to doskonały moment na naskrobanie do was chociaż kilku słów!
Dzisiaj o pomadce w bardzo nietypowym kolorze. Pomarańcz! To kolor, który jakiś czas temu opanował nie tylko światowe wybiegi, ale też moje serce! I to nie na jeden sezon, bo moda na pomarańczowe usta minęła, a ja z każdym dniem pragnę bardziej neonowego pomarańczu na swoich ustach? Czy znalazłam odcień idealny?

Pomadka przychodzi do nas w dość tandetnym moim zdaniem opakowaniu. Niezbyt gruby, połyskujący plastik ze złotymi napisami. Na górze mamy kawałek przejrzystego plastiku pomalowanego od środka na kolor odpowiadający kolorowi pomadki. To dobry pomysł, gdyż łatwo dzięki temu odróżnić pomadki jeśli mamy ich więcej niż jedną. Opakowanie nie otwiera się w torebce i kosmetyczce, mechanizm wykręcający pomadkę działa bez zarzutu, jednak mimo tych licznych zalet, estetyka pozostawia wiele do życzenia. Napisy starły się już po kilku dniach, a całe opakowanie okropnie się rysuje.
 Najważniejszą rzeczą, czynnikiem, który zmobilizował mnie do zakupu jest kolor tej pomadki. Nosi on nazwę Vice i jest to jaskrawy, nasycony pomarańcz. Niestety tylko w teorii. Oczywiście usta pociągnięte tą pomadką wyglądają ładnie, soczyście, pomarańczowo, ale nie takiego efektu szukam. Szminka jest bardzo kremowa, przez co lekko transparentna. Nawet spod grubej warstwy widać naturalny kolor ust, co bardzo zmienia kolor pomadki, z neonowego pomarańczu na taki zwyczajny, pomarańczowawy czerwony.
Wykończenie jest mocno kremowe, bardzo błyszczykowe i transparentne. W mocnym świetle widać w niej połyskujące drobinki, których nie zauważyłam w żadnej innej sytuacji, widać je chyba tylko na zdjęciu z bliska z flashem. Przyjemnie się nosi na ustach, bo nie wysusza ani nie podkreśla suchych skórek, jednak co za tym idzie, jest również niezbyt kryjąca i niezbyt trwała. Gdy nie jemy ani nie pijemy utrzyma się kilka godzin, ale gdy tylko zetknie się chociażby ze szklanką od razu się na niej odbija i na ustach niewiele zostaje.
Co sądzę o tej szmince? Cóż, jest fajna, komfortowa w noszeniu i ma rewelacyjny kolor. Do tego jest bardzo tania bo za 3,8g płacimy 5 zł i przepysznie pachnie waniliowym budyniem. Niestety nie jest to produkt, którego poszukiwałam. Niezbyt dobrze kryje, słabo się utrzymuje i ma nieładne opakowanie. Sprawdzi się z pewnością u osób, które wolą blyszczyki od szminek. Ja jednak jestem fanką mocnego, matowego krycia i dlugotrwałego efektu nawet jeśli odbywa się to kosztem wysuszenia ust.


Dajcie mi znać, jeśli znacie jakąś pomarańczową pomadkę najlepiej w matowym wykończeniu. Chętnie przetestuję. Powiedzcie też, co sądzicie o tych pomadkach i takich odważnych kolorach na ustach

Całusy i do następnego :*


Czytaj dalej »

Świecące w ciemności | BPS

wtorek, 2 czerwca 2015
Rozszalałam się. Mając teraz więcej czasu zamiast wyrabiać się z pisaniem postów, ja po prostu nie mam czasu przysiąść do komputera. Z drugiej też strony ostatnia aktywność czytelników na blogu, liczba wyświetleń postów, którą można wręcz porównać do liczby wyświetleń sprzed roku, kiedy mój blog dopiero raczkował... nie jest to zachęcające do dalszego pisania.
Dzisiaj chcę pokazać wam jak neonowe ćwieki z BPS pięknie świecą w świetle UV. Słabo udało mi się to uchwycić na zdjęciach, ale widać, że nie zachowują się tak, jak każde inne.






Teraz trochę o samej karuzeli i ćwiekach. W mojej jest 400 ćwieków okrągłych i kwadratowych w 6 kolorach. Razem 12 przegródek. Ćwieki mają 2 mm średnicy więc są małe i dopasują się nawet to bardzo wypukłych paznokci. Naniosłam je delikatnie na warstwę mokrego lakieru i delikatnie docisnęłam. Utrwalone następnie bezbarwnym lakierem trzymały się aż do zmycia. Po tym czasie delikatnie usunęłam je pęsetą, chociaż wcale nie było to takie niezwykle łatwe bo trzymały się mocno. Są oczywiście wielorazowego użytku, więc jeśli ich nie zniszczymy będą nam służyć bardzo długo :) Ja niestety jeden zniszczyłam gdyż zarysowałam ćwiek pęsetą i zdarłam kolor.






Ćwieki możecie kupić na dziale Nail Art a konkretnie tutaj. Kosztują $7.59. A korzystając z mojego kodu rabatowego JJG10 uzyskacie 10% zniżki na zakupy! Pamiętajcie też, że wysyłka jest darmowa na cały świat!




Czytaj dalej »



SZABLON BY: PANNA VEJJS.