MUR Cotton Candy Chocolate Palette

niedziela, 3 lutego 2019
Witajcie! Przychodzę dzisiaj do Was z kolejną recenzją pastelowych czekoladek od Makeup Revolution. To już ostatnia z tej trójki, wielu osobom podoba się najbardziej, a ja zostawiłam ją sobie na koniec. Dlaczego? Zapewne sporo z Was już się domyśla, ale jeśli jesteście ciekawi co o niej myślę i dlaczego jest tą ostatnią to zapraszam do lektury! 


Cotton Candy to pastelowa, różowa czekoladka. Opakowanie jak w jej pastelowych siostrach jest beżowe, tym razem jednak rozpływające się kostki czekolady mają pastelowy, różowy kolor. Nie da się nie przyznać, że wygląda słodko! Chyba najsłodziej z całej trójki.

Wnętrze zdecydowanie utwierdza nas w pierwszym, słodkim odczuciu. Wnętrze paletki jest równie urocze i słodkie jak jej opakowanie. Według producenta w palecie znajdziemy 3 cienie matowe i aż 15 określonych jako shimmer, ale jak zapewne wiecie z poprzednich recenzji - cienie błyszczące znacznie różnią się między sobą wykończeniem. Paleta zwiera głównie jasne i średnie kolory idealne do stworzenia delikatnego makijażu dziennego. Głównie jasne brązy, błyszczące beże oraz sporo róży i fioletów, ale nie takich rzucających się w oczy, są to raczej odcienie delikatniejsze i bardziej codzienne.


Jeśli chodzi o jakość to paletka nie odbiega od swoich sióstr. Niektóre cienie są przeciętnej jakości, sporo jest po prostu dobrych, a kilka dosłownie zachwycających. Czy ta różnica świadczy źle o palecie? Osobiście uważam, że nie. W codziennym makijażu, do którego dedykowana jest ta paleta, zdecydowanie lepiej sprawdzą się cienie o dobrej, ale nie powalającej pigmentacji. Takie, które można dołożyć i zbudować bez obaw, że nakładając w pośpiechu makijaż zrobimy sobie plamę, albo przesadzimy z intensywnością makijażu. W pracy na suchej powiece cienie niemal same się blendują, nieźle przyczepiają do skóry i raczej nie znikają w ciągu dnia. Nakładane tak jak lubię - na mokrą, lepką bazę - dają się naprawdę ładnie zbudować!

Warto zaznaczyć, że w palecie nazwy cieni nadrukowane są bezpośrednio na palecie co zdecydowanie ułatwia życie. Przejdźmy zatem do poszczególnych cieni, żebym mogła opowiedzieć Wam o nich więcej!



Topped - Mogłabym mieć taki cień w każdej palecie! Jasne, mocno żółte złotko o błyszczącym wykończeniu. Roztarty daje efekt lśniącej na złoto tafli bez widocznego koloru, dlatego uwielbiam go nakładać na kości policzkowe jako rozświetlacz.

Carnival - Mam problem z kolorem tego cienia. W paletce wygląda na ciepły brąz, na skórze na miedziany, a jak złapie więcej światła jest wręcz pomarańczowy. Ładny, błyszczący i dość nietypowy w odcieniu.

Enjoy - Pierwszy mat w palecie. Jasny, chłodny, taki pastelowy. Jak kawa z dużą ilością mleka. Jest dość suchy i trochę się pyli. Świetny w załamanie powieki bo dosłownie sam się blenduje.

Fancy - Naprawdę nie lubię takich cieni w paletach bo nigdy nie wiem jak okreslić ten kolor. To taki beżo- brąz z dodatkiem różu. Dość ciemny ale niesamowicie sie błyszczy na ciepły srebrzysty kolor więc wypada na skórze jaśniej niż w opakowaniu.

Fairground - Nie jest to typowy cień błyszczący. Jest to raczej jasny, ciepły brąz z mnóstwem złotych drobinek, które o dziwo bardzo dobrze łapią się skóry. Jest trochę suchszy niż bym chciała, żeby był i niestety trochę drobinek osypuje się w trakcie aplikacji, ale jeśli ktoś lubi taki iskrzący efekt to ten cień robi fajne wrażenie.

Sweetheart - Winno-wiśniowy błyszczący cień. Bardzo mi się podoba ten odcień nieco przygaszonego winnego borda. Na zdjęciu niestety nie wyszedł tak ładnie.


Made to Share - Drugi mat w palecie. Ciepły, ceglany średni brąz. Chyba najciemniejszy z matów w tym zestawieniu. Ma najlepszą pigmentację ze wszystkich matów w paletce.

Fairy Floss - To się tak błyszczy, że nie mogę oderwać oczu! Żadno zdjęcie nie oddaje tego, jaki jest cudowny. To kolor przygaszonego, chłodnego różu, które lśni wręcz oślepiająco. Jest trochę trudny w pracy bo jest dość suchy i sypiący ale dla tego efektu zdecydowanie warto się z nim chwilę pomęczyć! Jeden z najbardziej błyszczących cieni w palecie!

Strawberry - No jak sama nazwa mówi - słodki różowy odcień. Dość intensywny, ale nie neonowy. Połyskuje na złoto przez co bardzo przypomina mi kultowy róż z Nars - Orgasm. 

Clouds - Szczerze mówiąc nie lubię tego cienia. Ładnie błyszczy, ma fajną, łatwą w pracy konsystencję ale kolor... kojarzycie na pewno jaki kolor ma niebo w pochmurny, mokry listopadowy dzień? No to jest dokładnie ten kolor. Chłodny, szary, jakiś taki brudno-błękitny. 

Spun Sugar - Zgaszony, lekko fioletowy. Określiłabym go jako kolor marsala. I to bardzo błyszcząca marsala. Wygląda pięknie na powiece.

Sweet Tooth - Beżowy blask bez wyraźnego koloru. Trochę chłodniejszy od większości rozświetlaczy dostępnych na rynku ale daje dokładnie taki efekt. Nadaje się zarówno na powieki jak i na policzki.


Pretty in Pastel - Następny wręcz metaliczny cień. Tym razem pastelowy fiolet w odcieniu lawendy lub kwiatów bzu. Ten też jest lekko suchy i trochę może się sypać, ale nakładany zbitym pędzlem lub palcem na lepką bazę daje oszałamiającą taflę.

Convection - Oficjalnie najbardziej błyszczący cień jaki ostatnio miałam w rękach! Jaką cudnie metaliczną taflę daje to nie da się ani opisać ani sfotografować żeby nikogo nie oślepić. Miękki i kremowy ładnie się nakłada na powiekę i daje się wypracować z niego metaliczną taflę. Do tego ma bardzo uniwersalny kolor- neutrany beż - będzie na pewno pasował każdemu.

So Sweet - Nie wiem czemu został zakwalifikowany jako shimmer, skoro o ile na palcu jeszcze coś tam połyskuje to na powiece już ledwo ledwo. To raczej bardzo delikatna satyna w odcieniu tak rozbielonego różu, że może wręcz momentami wydawać się zaróżowioną bielą. 

Treat for You - Ostatni z matów. Podobny do poprzedniego - średni ciepły brąz - ale w tym przypadku więcej w nim tonów żółtawo -musztardowych niż ceglanych. Sam się blenduje, ale żeby uzyskać taką intensywność koloru jak na zdjęciu trzeba go nabudować nakładając kilka warstw.

Puff - Ciemny śliwkowy fiolet o błyszczącym wykończeniu. Połyskuje lekko na cieplejszy bardziej rożowy odcień. Jak wiadomo fiolety zawsze są trudne, ten jest ładny, w konsystencji i pracy poprawny, da się z niego sporo wykrzesać, ale trzeba uważać żeby nie zrobić sobie dziur i efektu podbitego oka.

Dreams - Ciepły miedziany kolor o mocno błyszczącym wykończeniu. W zależności od światła wydaje się być miedzią bardziej pomarańczową, innym razem ma lekkie nuty różowe.


Moim zdaniem jest to najbardziej uniwersalna i dzienna z pastelowych czekoladek. Wszystkie kolory do siebie pasują, w zasadzie nie ma tu koloru, który by się nie nadawał do użycia na co dzień, albo bardzo odstawał kolorystycznie od reszty. Brakuje mi tu jednak matów. Przydałoby się palecie coś ciemniejszego i może jakiś beż. Poza tym nie mam jej nic do zarzucenia. Dlaczego więc zostawiłam ją na sam koniec? No cóż, nie przepadam za różem w makijażu. Strasznie podobają mi się różowe makijaże i na pewno kilka takich słodkich makijaży stworzę tą paletą, ale raczej poza zdjęciami w takim makijażu mnie nie zobaczycie bo nie pasuje do mnie. Jeśli jednak czujecie się dobrze w różowych makijażach, pasują do Was i Wasze urody to ta paletka będzie świetnym wyborem do dziennych makijaży! 


Jeśli macie tą paletkę to koniecznie dajcie znać, jak Wam się sprawdza. Która z pastelowych czekoladek najbardziej Wam się spodobała? Lubicie róż w makijażu?

Dzięki i do następnego :*


Korzystając ze strony akceptujesz Politykę Prywatności
Czytaj dalej »



SZABLON BY: PANNA VEJJS.