MUR Lemon Drizzle Chocolate Palette | Recenzja

sobota, 22 grudnia 2018
Witajcie!
Ponieważ wyzwanie z paletami bardzo podoba się zarówno mnie, jak i Wam to zaczynam właśnie kolejną paletę! Niedawno trafiły do mnie pastelowe czekoladki z Makeup Revolution. Wiecie, że uwielbiam te palety więc i te słodkości musiałam mieć! Dziś na warsztat weźmiemy tę, która najbardziej się Wam spodobała czyli Lemon Drizzle

Opakowanie tych czekoladek w kształcie zupełnie nie różni się od pozostałych. Różni je jednak kolorystyka. Zwykle czekoladki były całe w jednym kolorze lub były kolorowo-ciemne. Tym razem Makeup Revolution postawiło na jasną bazę palety. Jej wnętrze jest w kolorze jasnego beżu, co moim zdaniem bardzo pasuje do kolorowych kompozycji cieni w środku. Między sobą te pastelowe palety różnią się kolorami kostek czekolady na opakowaniu. Lemon Drizzle to ta w odcieniach pastelowej żółci. 


Wnętrze paletki jest już zmienione względem wcześniejszych wersji czekoladek. Tu nie mamy powiększonych cieni. Wszystkie są w tym samym rozmiarze, ale jest ich więcej. Czy to dobra zmiana? Zdania są podzielone, ale osobiście bardzo lubiłam poprzedni układ cieni i wolałabym, żeby został niezmieniony. Dobrą zmianą natomiast jest to, że od teraz nazwy cieni mamy nadrukowane na palecie a nie na folijce ochronnej co znacznie ułatwia pracę blogerom i youtuberom.  

W palecie mamy 18 cieni  z czego aż dziesięć to cienie matowe. Przynajmniej tak twierdzi producent. Osobiście jeden z tych cieni nazwałabym cieniem satynowym, ponieważ wyraźnie widzę w nim połysk, którego na pewno nie nazwałabym matem. Pozostałe osiem cieni mają wykończenie błyszczące - niektóre z nich są tak mocne, że pokusiłabym się o nazwanie ich foliowymi.


O jakości nie będę się szczegółowo rozpisywać ponieważ chyba nie ma osoby, która nie zna tych paletek - jeśli nie osobiście to chociaż z recenzji na blogach i kanałach YT. Jeśli jednak ktoś potrzebuje przypomnienia: cienie błyszczące są rewelacyjne! Niektóre z nich można z powodzeniem nazwać foliowymi, świetnie się z nimi pracuje, dają fajne delikatnie iskrzące wykończenie i raczej się nie sypią. Co do cieni matowych to są o nich różne opinie, ale pamiętajmy, że wiele zależy od preferencji i techniki wykonywania makijażu. Ja makijaże zawsze robię na nieprzypudrowanej, mokrej bazie i mam do cieni "ciężką rękę"(jak grzebnę pędzlem w cieniu to chyba nie ma palety, która nie dałaby mocnej pigmentacji). Dlatego też bardzo lubię matowe cienie z paletek Makeup Revolution i uważam, że mają dobrą pigmentację, sporo da się z nich wycisnąć, nie sypią się bardziej niż cienie z innych palet , w większości dobrze się rozcierają i nie tracą przy tym pigmentu. 
No ale przejdźmy do zawartości palety bo chyba wszyscy na to czekają!


Afternoon Tea - nazwa nieźle opisuje ten kolor. To matowy średni brąz w takim właśnie herbacianym odcieniu. Świetny do budowania załamania powieki.

Just a bite - aj, ten to jest prawdziwy kąsek. Miedziany ciepły kolor o wręcz foliowym wykończeniu i fantastycznej pigmentacji.

Sugar - matowy beż tak jasny, że niemal biały, jednak ma w sobie minimalną ilość waniliowych tonów. Jak na tak jasny cień to ma dobrą pigmentację

Scrumptious - Fajny ciemny brąz w którym dostrzegam jakieś nuty zgaszonego fioletu. Kolor bardzo ładny, ale mam wrażenie, że jest trochę bardziej suchy od pozostałych matów tej marki. Zdecydowanie mają w paletach lepsze matowe brązy.

Butter - matowy jasny cień w kolorze... no takim maślanym. Bardzo mocno rozbielony pastelowy żółty. Niestety też jest dość suchy.

Baked - o matko jaki to jest kolor! Ciepły bordowy kolor przywodzący mi na myśl wiśnie w czekoladzie o foliowym wykończeniu. No cudo!


Slice of cake - Matowy ciemny brąz. Na skórze wychodzi jaśniej niż w palecie i wybijają z niego herbaciane chłodne tony. Fajny cień, bo przepięknie się blenduje i cudownie łączy z innymi cieniami, ale osobiście nie pogniewałabym się gdyby był ciemniejszy.

Lemon Slice - matowy żółty, ale nie taki kanarkowy żółty tylko... bogaty odcień żółtego. Oj jak ja sobie ostrzyłam ząbki na ten odcień... Zółty cień jest zwykle dość problematyczny więc nie mogę na niego narzekać. Na bazie da się go zbudować do przyzwoitej pigmentacji, ale wymaga nieco więcej zaangażowania niż inne cienie.

Citrus - Matowa żywa czerwień z lekkim pomarańczowym wybiciem. Zdecydowanie po tej ciepłej stronie czerwieni. Trochę się bałam, że będzie kiepska, ale okazuje się, że ma pigmentację akurat pozwalającą na fajne zbudowanie bez obaw, że jednym dotknięciem zrobimy sobie plamę.

Fluffy - Prawdziwe złoto! Fantastycznie się nakłada i niesamowicie błyszczy. Uwielbiam ten cień!

Tempting - Zgaszony pomarańczowo brązowy cień. Matowe wykończenie i fajna pigmentacja. Fajnie rozciera granice bardzo ciepłych makijaży.

Delicious - To jest ten "matowy" cień, którego ja nie mogę nazwać matem bo definitywnie widzę, że połyskuje na niebiesko. Bardzo nieoczywisty kolor. Coś pomiędzy ciepłym średnim fioletem, a ciemną fuksją. Kolor jest ładny i nieźle się nakłada, ale zdecydowanie najgorzej się blenduje gdyż zmienia kolor podczas rozcierania na ciemny róż.


Sunshine - matowy cień w kolorze bardzo podobny do cienia Tempting, ale gdy nałożę je obok siebie widzę, że Tempting jest nieco bardziej pomarańczowy, a Sunshine jest ciut jaśniejszy i odrobinę bardziej brzoskwiniowy.

Zestful -  Ciemny ciepły brąz o błyszczącym wykończeniu. Jest ciepły, ale nie widać w nim złotych tonów, to czysty, czekoladowy brąz.

Tangy - Złoto o błyszczącym wykończeniu. W palecie wygląda niemal identycznie jak Fluffy, ale w porównaniu z nim wypada chłodniej, ma minimalnie zielonkawy odcień i daje gładszą, mniej iskrzącą taflę na skórze.

Zingy - Chłodny ciemny brąz o błyszczącym wykończeniu. Nie daje aż takiej tafli na skórze jak pozostałe, jest faktycznie bardziej shimmer niż foliowy.

Sharp but sweet - Średni matowy beż, o świetnej pigmentacji i ładnym cielistym kolorze, jednak trochę go nie rozumiem. Jest za ciemny żeby większość z nas nazwała go cieniem bazowym, ale za jasny, żeby użyć go do czegokolwiek innego. No ale odcień ma ładny, tak "zdrowy" beżowy, ciemniejszym, opalonym karnacjom może się spodobać

Nothing but crumbs - Kolejne błyszczące złoto w tej palecie. Ten cień jest najbardziej shimmer ze wszystkich złotych odcieni i najciemniejszy. Ma w sobie nieco pomarańczowych podtonów.



Podsumowując -  Paletka jest nieźle skomponowana chociaż jest tu kilka cieni, bardzo podobnych do siebie, które z powodzeniem można by zamienić na inne. Nie można jednak powiedzieć, ze czegoś tej palecie brakuje. Jeśli lubicie ciepłe odcienie to znajdziecie tu zarówno cienie bazowe, kilka matów świetnie nadających się jako cień do roztarcia granic ciemnych makijaży ale też do budowania kształtu w makijażu dziennym. Są tu też ciemniejsze maty, troszeczkę bardziej szalonych kolorów i piękne błyski. Jeśli miałabym się na siłę czepiać to powiedziałabym, że brakuje mi tu jasnego błyszczącego cienia, który rozświetliłby kącik w makijażu dziennym oraz czegoś bardzo ciemnego do budowania głębi w mocniejszych makijażach. Nie będę się jednak czepiać bo wydaje mi się, że w zamyśle miała to być paleta uzupełniająca, a nie koniecznie samowystarczalna.


Oczywiście jak możecie się domyślać już za chwilę zacznę Wam pokazywać makijaże do wyzwania stworzone tą paletą. Instagram jak zawsze zobaczy wszystko wcześniej więc polecam mnie tam obserwować KLIK

Dajcie znać co sądzicie o tej palecie, czy Wam się podoba, a może ją macie i chcecie podzielić się ze mną opinią o niej? Piszcie w komentarzach!
Dzięki i do następnego :*

Korzystając ze strony akceptujesz Politykę Prywatności

12 komentarzy:

Dziękuję za Twój komentarz. Chętnie przyjmę każdą Twoją opinię lub krytykę. Pamiętaj jednak, by nikogo nie obrażać ;)


Zostawiając komentarz wyrażasz zgodę na publiczne udostępnienie zawartych w nim treści oraz akceptujesz Politykę Prywatności!




SZABLON BY: PANNA VEJJS.