Moje Palety Cieni | Kolekcja

sobota, 1 grudnia 2018
Witajcie! Niedawno na moim blogu zaczęła się seria "7 dni z jedną paletą". W tym cyklu opublikowałam już dwa posty, w których pokazuję aż siedem makijaży wykonanych przy pomocy jednej z palet z mojej kolekcji. Przyznam Wam się, że jestem bardzo podekscytowana tą serią, tworzenie jej jest dla mnie ogromnym wyzwaniem, ale też sprawia mi mnóstwo przyjemności! Dlatego też chciałabym przybliżyć Wam moją kolekcję cieni, abyście mogły mieć wpływ na to, co pojawi się w kolejnych postach z siedmiodniowej serii!

Jeśli nie wiecie, to od razu powiem-  kocham kosmetyki, a do palet cieni oczy świecą mi się chyba najbardziej. Gdybym tylko mogła, kupiłabym niemal każdą paletę, jaka pojawia się na rynku! Niestety (a może i stety, bo gdzie ja bym to pomieściła?) Życie studenta nie pozwala na aż takie szaleństwa, dlatego w mojej kolekcji znajdziecie jednak zdecydowaną przewagę tańszych palet, chociaż znalazło się tu kilka droższych. 


Większość z tych paletek miała już swoje pięć minut na blogu, ale w skrócie powiem kilka słów o każdej z nich. Pamiętajcie, że kobieta zmienną jest, a wraz z doświadczeniem zmieniają się preferencje. Pisząc tego posta zaglądałam do swoich starszych recenzji. Niektóre z nich są nadal absolutnie aktualne. Jadnak w przypadku niektórych paletek moja opinia w tym poście może nieco różnić się od tej, którą wyraziłam w recenzji. Nie znaczy to jednak, że pisząc recenzję byłam nieszczera. Dwa lata temu mogłam pomarzyć o paletach za 150-200 zł i moje opinie opierałam na tym, co znałam. Paletka mi się sprawdzała, uważałam ją za dobrą bo tylko taką jakość wtedy znałam. Teraz posiadam kilka droższych paletek, z wieloma miałam okazję popracować na różnych warsztatach czy u kogoś znajomego. Doświadczenie zmieniło moje spojrzenie na niektóre kosmetyki więc tym bardziej chcę się tutaj podzielić swoją aktualną opinią.

Pozwolę sobie zacząć od tych tańszych paletek, które znajdziecie w drogeriach i zapewne większość z Was je ma, lub przynajmniej miała z nimi styczność.



Maybelline The Nudes - post z recenzją tej palety pojawił się już na blogu KLIK. Jest to główny powód dla którego poczułam potrzebę napisania wyżej całego akapitu wytłumaczenia. W tamtej recenzji uważałam, że paletka ma potencjał i jest dobrej jakości. Teraz uważam, że jest mocno przeciętna. Ma fajne, dzienne, neutralne kolory, dla mnie jednak nieco zbyt chłodne i szare. Cienie matowe nie są zbyt mocno napigmentowane, a trwałość też nie powala. Największym jej atutem są cienie błyszczące, które faktycznie są miękkie, dobrze napigmentowane i ładnie błyszczą. Czasem jej używam, ale raczej nie kupiłabym ponownie.



Wibo Neutral - Pewnie Was zaskoczę, ale naprawdę lubię tą paletkę! Kiedy muszę zrobić makijaż szybko, bez martwienia się o rozcieranie, plamy, czy to, że mam "ciężką rękę" to sięgam właśnie po nią. Cienie matowe może nie powalają pigmentacją, ale niemalże same się blendują. Cienie błyszczące mają o wiele lepszą jakość, ładnie błyszczą i się nie osypują. Poza tym paletka ma naprawdę fajne kolory, trochę ciepłych, trochę chłodnych, maty i błyszczące, a nawet cień, który wprost uwielbiam do brwi. Po prostu wszystko, czego potrzebuję rano do szybkiego stworzenia makijażu. Wieczorowy makijaż na upartego też się da nią zrobić. Nie żałuję, że ją kupiłam i myślę, że kupiłabym ponownie. KLIK


Lovely Peach Desire - rozpływałam się nad nią w recenzji KLIK i podtrzymuję swoje zdanie. Fajna mała paletka, którą da się zrobić kilka pełnych makijaży oka. Cudowne, ciepłe, brzoskwiniowe maty w jasnych i ciemnych odcieniach oraz dwa śliczne cienie perłowe. Zaskoczyła mnie swoją pigmentacją i szybko skradła moje serce. Uważam, że jest naprawdę dobrej jakości i z pewnością kupiłabym ją ponownie.


Kobo My Favourite Colors by Daniel Sobieśniewski - najlepsza paletka, jaką można dostać w drogerii. Mnie skusiła swoimi ognistymi odcieniami, w których jestem po prostu zakochana. Maty mają fantastyczną pigmentację, a cienie błyszczące są w dotyku jak masełko. Praca z tymi cieniami to czysta przyjemność dlatego nie wyobrażam sobie bez niej swojej kosmetyczki. KLIK



Że lubię czekoladki z Makeup Revolution to chyba wiedzą wszyscy. Trudno tego nie zauważyć odwiedzając mojego bloga czy instagrama. Lubię je odkąd się pojawiły na rynku i nadal uważam, że są to dobrej jakości paletki, z których da się naprawdę sporo wyciągnąć. A te nowsze, z ulepszoną formułą wprost uwielbiam! Nie mam wszystkich dostępnych na rynku czekoladek, ale mam ich naprawdę sporo!


I heart Chocolate - była drugą czekoladową paletką, na którą się skusiłam. (Pierwsza była Death by Chcolate, ale niestety potłukła mi się i już jej nie mam) Jest w niej kilka bezsensownych kolorów, których nigdy nie użyłam, ale jest też kilka cieni, które sprawiają, że lubię jej używać. Ciepłe brązy, świetny odcień matowego beżu oraz nietypowo prezentujące się maty z brokatem, których kiedyś nie lubiłam, ale teraz, gdy nauczyłam się z nimi pracować, uważam, że można uzyskać nimi ciekawy efekt. KLIK


Naked Chocolate -kupiłam ją jak tylko pojawiła się na rynku i byłam niesamowicie dumna, że mam wszystkie czekoladki dostępne w tamtym momencie. Był moment, że katowałam ją codziennie! Teraz nie jest moją ulubioną ponieważ posiada w sobie sporo różowawych, chłodnych odcieni, ale ma też w sobie sporo fajnych kolorów takich jak ciemne, zgaszone bordo, błyszczące, czyste złoto, karmeowy brąz no i mój ukochany -  duży błyszczący cień w kolorze jasnego żółtego złota. To chyba jeden z najpiękniejszych cieni w mojej kolekcji i chyba najczęściej używany - zarówno na powiekach, jak i jako rozświetlacz.  KLIK


Salted Caramel - kolejne dwie paletki, które pojawiły się na rynku dostałam od mamy na święta. Nazwa bardzo pasuje do tej paletki, jest bardzo podstawowa, sporo w niej brązów ale tez róży i pomarańczy, wszystkie w pięknych, karmelowych odcieniach. Większość kolorów mi się w niej podoba, poza tym ma wszystko, czego można potrzebować zarówno w szybkim makijażu dziennym, jak i mocniejszym wieczorowym, dlatego jest jedną z częściej używanych paletek w mojej kolekcji. KLIK


Pink Fizz - Razem z paletką karmelową trafiła do mnie i ta różowa. Nie do końca wiem, co mną kierowało, że chciałam ją mieć. Na pierwszy rzut oka wygląda ślicznie, cienie są ładnie skomponowane, wygląda to spójnie i zachęcająco. Ma tylko trzy cienie matowe, reszta to cienie błyszczące, sporo jest tu poszarzałych, zimnych kolorów, których nie lubię. Nie jest to zła paleta, maty mają przepiękne kolory, kilka błyszczących cieni naprawdę mi się podoba, ale jednak dość rzadko jej używam. KLIK


Chocolate Vice - miałam na nią ochotę jak tylko ją zobaczyłam na zapowiedziach. Jest przepiękna! Ma w sobie ten sam przepiękny rozświetlający cień co paletka Naked Chocolate, mnóstwo cudownych matów w ciepłych odcieniach, przepiękne lśniące złota w różnych odcieniach. Nawet różowe cienie z niej mi się podobają. Kompozycja pozwala na stworzenie dziennych i wieczorowych makijaży bez wspomagania się innymi paletami. Jeśli chodzi o paletki typowo naturalne, bez szaleństw, to ta jest moim zdaniem napiękniejsza! 
PS. Właśnie sobie uświadomiłam, że nie było o niej wpisu! Chyba trzeba to nadrobić, bo ona zdecydowanie zasługuje na to, by ją Wam pokazać.


Chocolate Elixir - paletka, którą wybrałam jako pierwszą do wyzwania. Można z nią nieźle poszaleć. Ma sporo matowych cieni w ciepłych odcieniach żółci i pomarańczu, dwa śliczne borda i kilka cieni błyszczących pozwalających uzupełnić makijaż. Można nią stworzyć delikatny, dzienny makijaż, ale można też zaszaleć, co bardzo mi się w tej palecie podoba. Kompozycja nie każdemu może się spodobać, ale mi bardzo przypadła do gustu i zdecydowanie jest jedną z moich ulubionych paletek. KLIK


24k Gold - wyzwanie z tą paletką też już się pojawiło (albo pojawi jako następny, nie jestem pewna w jakiej kolejności wypuszczę te posty) Paletka wygląda zachęcająco, ma sporo matów w ciepłych i jasnych kolorach, ciekawą kompozycję cieni błyszczących - sporo złotych odcieni, ale też lśniące bordo czy zieleń. Teoretycznie kompozycja powinna zachęcać do szaleństw, a mi jakoś ciężko się z nią pracuje. Czegoś mi w niej zabrakło i nie jestem pewna czego. Wkurzam się na nią i to brakujące COŚ, marudzę, że niepotrzebnie ją kupiłam, a jednak do niej wracam. Nie próbujcie zrozumieć...


Cotton Candy - Tu sprawa jest dość podobna jak w przypadku palety Pink Fizz. Ma tylko trzy maty, w dodatku podobne do siebie, kolorystyka opiera się głównie na różu i chłodnych szarych odcieniach. Nie da się tą paletą zrobić mocnego wyjściowego makijażu, a nawet przy dziennych może okazać się, że wymaga "wsparcia" innej paletki chociażby dlatego, że nie ma w niej ani matowego beżu, ani żadnego ciemnego matu. Mimo to nie pozbędę się jej ze swojej kosmetyczki, gdyż ma w sobie kilka naprawdę ciekawych odcieni, po które na pewno będę sięgać.


Marshmallow -  ta paletka również składa się w większości z cieni błyszczących i niestety brakuje jej niektórych podstawowych cieni.  Ma jednak w sobie kilka niezwykłych, zaskakujących wręcz kolorów, co czyni ją jedną z ciekawszych palet w mojej kolekcji. Nie jest może samowystarczalna, ale jako paleta uzupełniająca dla kogoś, kto lubi odcienie turkusu i zieleni będzie naprawdę świetna.


Lemon Drizzle - Chyba najlepiej skomponowana z całej pastelowej trójki. Ma sporo matów nie tylko tych podstawowych jak beż czy brązy ale też ciekawsze odcienie takie jak czerwień, a do tego sporo cieni błyszczących głownie w złotych i rdzawych odcieniach. Uwielbiam ciepłe kolory więc ta paleta jest jedną z częściej używanych w ostatnim czasie, zwłaszcza, ze zawiera cienie pozwalające zrobić zarówno makijaż dzienny jak i nieco bardziej odważny.


One Million - o tej paletce był wpis i nawet było nią sporo makijaży, poza tym nie jest już dostępna, więc nie wiem czy będą ją brać pod uwagę tworząc wpisy z serii "7 dni" Muszę jednak powiedzieć, że mimo, iż paletka jest mała i brakuje mi w niej takich cieni jak czerń czy matowy beż to bardzo ją lubię, szczególnie upodobałam tu sobie jasne złotko, błyszczące bordo i ten piękny śliwkowy fiole. Mam wrażenie, że nie sprawiłoby mi kłopotu stworzenie z nią siedmiu makijaży bo kompozycja cieni bardzo mi się podoba nie tylko ze względu na ładne kolory, ale też ze względu na spójność palety - tu każdy cień pasuje do każdego i można ich używać niemal "bezmyślnie" - nie ma potrzeby zastanawiać się nad tym, czy cienie będą razem dobrze wyglądać. Dajcie mi znać co mam z nią zrobić - zrobiłam nią już pięć makijaży - czy powinnam stworzyć jeszcze dwa i ponownie pokazać ją na blogu, czy jednak ominąć bo już była, poza tym jest niedostępna? KLIK


Focaillure Twilight - spora paleta, którą dostałam od marki. Świetna kompozycja zarówno do makijaży dziennych jak i wieczorowych, a nawet mocno wyjściowych. Zawiera sporo jasnych i ciemnych matów w uniwersalnych kolorach. Nie miałam okazji się w nie zagłębić na tyle, żeby wydać pewną opinię, ale pierwsze wrażenie robią całkiem pozytywne. Miałam za to okazję bliżej zapoznać się z cieniami foliowymi z tej palety i robią spore wrażenie nie tylko wykończeniem, ale też ciekawą kolorystyką pozwalającą nieco zaszaleć na powiece.


Sephora Brilliant Makeup Palette - to była pierwsza droga paleta w mojej kosmetyczce i strasznie się z niej cieszyłam, gdy dostałam ją na święta. Jest ogromna i zawiera w sobie nie tylko cienie do powiek, aczkolwiek na cieniach się dzisiaj skupimy. Ma w sobie pełen przekrój kolorów - od całej palety beży i brązów, aż po intensywne fiolety, niebieskości czy jaskrawą zieleń. Cienie z Sephory bardzo lubię, ale ta paletka mnie nie zachwyca. Cienie mają kiepską pigmentację i trzeba się namęczyć jeśli chcemy wyciągnąć coś więcej zwłaszcza z cieni kolorowych. Cienie błyszczące są niezłe, no i te beże w nudziakowych makijażach nawet się sprawdzają, ale mimo wszystko uważam, że te wielkie palety "prezentowe" z Sephory są kiepskiej jakości i zdecydowanie polecam w tej cenie skusić się na coś innego. KLIK KLIK


Glam Shop Blask i Cienie - No tą się jaram, tak po prostu. Dostałam ją od mojego M. na święta i cieszę się jak dziecko zawsze gdy na nią patrzę. Pierwsze dwa rządki to moim zdaniem idealna kompozycja dziennych, naturalnych cieni zarówno matowych jak i błyszczących w raczej ciepłych lub neutralnych niż zimnych i szarych odcieniach. Kolejne dwa rządki to piękna kompozycja obłędnie błyszczących cieni i najlepsza matowa czerń jaką w życiu miałam okazję używać. A o ostatnim rządku chyba nic nie muszę mówić... Tylko spójrzcie na te holograficzne brokaty! Kocham!
Nie było o niej wpisu i tutaj też się zastanawiam, czy brać ją pod uwagę w serii, bo z jednej strony jest już niedostępna, z drugiej jest piękna, zasługuje na swoje pięć minut, a wiem, że część z Was ją ma i mogłyby skorzystać z takiego wpisu.


Nabla Dreamy - marzyłam o niej odkąd się pokazały pierwsze zapowiedzi. Akurat w tamtym momencie nie mogłam sobie na nią pozwolić, a gdy udało mi się odłożyć pieniążki to była wyprzedana, a ja cierpiałam z każdą recenzją widzianą na blogach, YouTubie czy Instagramie. Śniła mi się po nocach ale zawsze było mi z nią nie po drodze. Do niedawna. Dorwałam i ma teraz honorowe miejsce w mojej szufladzie. Cienie zachwycają mnie swoją jakością, łatwością pracy i przede wszystkim obłędnymi kolorami. Mimo, że nie jest to moja idealna kompozycja na szybki poranny makijaż, to cienie bardzo mi się podobają i sięgam po nie jak tylko mam ochotę na coś bardziej efektownego. Kocham!

To już wszystkie palety z mojej kolekcji! Oczywiście na pewno nie jest to koniec i z pewnością w przyszłości pojawi się tu więcej paletek, gdyż ja wprost nie mogę się oprzeć nowym cieniom.  Koniecznie napiszcie mi, które palety spodobały Wam się najbardziej i którą powinnam wybrać jako kolejną do wyzwania! Dajcie też znać co z paletami, które nie są już dostępne, czy wciąż powinnam je pokazać?

Dzięki i do następnego :*

Korzystając ze strony akceptujesz Politykę Prywatności

19 komentarzy:

  1. Z czekoladek MUR mam akurat wariant 24k Gold i jestem zadowolona. Mam ochotę na inne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Yay, piękna kolekcja! Muszę przyznać, że za czekoladkami MUR jakoś nie przepadam, w ogóle do mnie nie przemawiają. Ta cytrynowa wygląda z nich w sumie najciekawiej - te odcienie żółtego i złotego są ładne.
    I moim zdaniem warto pisać i wciągać do wyzwania palety także już niedostępne w sprzedaży! W końcu oglądamy takie posty nie tylko, żeby coś kupić, ale też żeby się zainspirować makijażowo. Wiele osób ma te palety o których piszesz np. piękną Blask i cienie, ale teraz trudno znaleźć z nimi makijaże. A po drugie no co tu dużo gadać - większość neutralnych cieni jest do siebie podobna, łatwo znaleźć odpowiedniki, więc zawsze można odtworzyć makijaż, który pokazujesz przy pomocy tych cieni, które mamy. A po trzecie - jestem za tym, żeby używać tego co mamy i pokazywać nawet starsze rzeczy, a nie tylko skupiać się na nowościach :) ♥
    PS. Prześliczne zdjęcia - jak zawsze ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja choruję na Nablę... i chyba sobie sprawię prezent ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Glam Shop najładniejsze kolory <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Paletki fajne :)Ja mam z MUR dwie i nie ma ich tu widzę:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podobają :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz. Chętnie przyjmę każdą Twoją opinię lub krytykę. Pamiętaj jednak, by nikogo nie obrażać ;)


Zostawiając komentarz wyrażasz zgodę na publiczne udostępnienie zawartych w nim treści oraz akceptujesz Politykę Prywatności!




SZABLON BY: PANNA VEJJS.