MUR Cotton Candy Chocolate Palette

niedziela, 3 lutego 2019
Witajcie! Przychodzę dzisiaj do Was z kolejną recenzją pastelowych czekoladek od Makeup Revolution. To już ostatnia z tej trójki, wielu osobom podoba się najbardziej, a ja zostawiłam ją sobie na koniec. Dlaczego? Zapewne sporo z Was już się domyśla, ale jeśli jesteście ciekawi co o niej myślę i dlaczego jest tą ostatnią to zapraszam do lektury! 


Cotton Candy to pastelowa, różowa czekoladka. Opakowanie jak w jej pastelowych siostrach jest beżowe, tym razem jednak rozpływające się kostki czekolady mają pastelowy, różowy kolor. Nie da się nie przyznać, że wygląda słodko! Chyba najsłodziej z całej trójki.

Wnętrze zdecydowanie utwierdza nas w pierwszym, słodkim odczuciu. Wnętrze paletki jest równie urocze i słodkie jak jej opakowanie. Według producenta w palecie znajdziemy 3 cienie matowe i aż 15 określonych jako shimmer, ale jak zapewne wiecie z poprzednich recenzji - cienie błyszczące znacznie różnią się między sobą wykończeniem. Paleta zwiera głównie jasne i średnie kolory idealne do stworzenia delikatnego makijażu dziennego. Głównie jasne brązy, błyszczące beże oraz sporo róży i fioletów, ale nie takich rzucających się w oczy, są to raczej odcienie delikatniejsze i bardziej codzienne.


Jeśli chodzi o jakość to paletka nie odbiega od swoich sióstr. Niektóre cienie są przeciętnej jakości, sporo jest po prostu dobrych, a kilka dosłownie zachwycających. Czy ta różnica świadczy źle o palecie? Osobiście uważam, że nie. W codziennym makijażu, do którego dedykowana jest ta paleta, zdecydowanie lepiej sprawdzą się cienie o dobrej, ale nie powalającej pigmentacji. Takie, które można dołożyć i zbudować bez obaw, że nakładając w pośpiechu makijaż zrobimy sobie plamę, albo przesadzimy z intensywnością makijażu. W pracy na suchej powiece cienie niemal same się blendują, nieźle przyczepiają do skóry i raczej nie znikają w ciągu dnia. Nakładane tak jak lubię - na mokrą, lepką bazę - dają się naprawdę ładnie zbudować!

Warto zaznaczyć, że w palecie nazwy cieni nadrukowane są bezpośrednio na palecie co zdecydowanie ułatwia życie. Przejdźmy zatem do poszczególnych cieni, żebym mogła opowiedzieć Wam o nich więcej!



Topped - Mogłabym mieć taki cień w każdej palecie! Jasne, mocno żółte złotko o błyszczącym wykończeniu. Roztarty daje efekt lśniącej na złoto tafli bez widocznego koloru, dlatego uwielbiam go nakładać na kości policzkowe jako rozświetlacz.

Carnival - Mam problem z kolorem tego cienia. W paletce wygląda na ciepły brąz, na skórze na miedziany, a jak złapie więcej światła jest wręcz pomarańczowy. Ładny, błyszczący i dość nietypowy w odcieniu.

Enjoy - Pierwszy mat w palecie. Jasny, chłodny, taki pastelowy. Jak kawa z dużą ilością mleka. Jest dość suchy i trochę się pyli. Świetny w załamanie powieki bo dosłownie sam się blenduje.

Fancy - Naprawdę nie lubię takich cieni w paletach bo nigdy nie wiem jak okreslić ten kolor. To taki beżo- brąz z dodatkiem różu. Dość ciemny ale niesamowicie sie błyszczy na ciepły srebrzysty kolor więc wypada na skórze jaśniej niż w opakowaniu.

Fairground - Nie jest to typowy cień błyszczący. Jest to raczej jasny, ciepły brąz z mnóstwem złotych drobinek, które o dziwo bardzo dobrze łapią się skóry. Jest trochę suchszy niż bym chciała, żeby był i niestety trochę drobinek osypuje się w trakcie aplikacji, ale jeśli ktoś lubi taki iskrzący efekt to ten cień robi fajne wrażenie.

Sweetheart - Winno-wiśniowy błyszczący cień. Bardzo mi się podoba ten odcień nieco przygaszonego winnego borda. Na zdjęciu niestety nie wyszedł tak ładnie.


Made to Share - Drugi mat w palecie. Ciepły, ceglany średni brąz. Chyba najciemniejszy z matów w tym zestawieniu. Ma najlepszą pigmentację ze wszystkich matów w paletce.

Fairy Floss - To się tak błyszczy, że nie mogę oderwać oczu! Żadno zdjęcie nie oddaje tego, jaki jest cudowny. To kolor przygaszonego, chłodnego różu, które lśni wręcz oślepiająco. Jest trochę trudny w pracy bo jest dość suchy i sypiący ale dla tego efektu zdecydowanie warto się z nim chwilę pomęczyć! Jeden z najbardziej błyszczących cieni w palecie!

Strawberry - No jak sama nazwa mówi - słodki różowy odcień. Dość intensywny, ale nie neonowy. Połyskuje na złoto przez co bardzo przypomina mi kultowy róż z Nars - Orgasm. 

Clouds - Szczerze mówiąc nie lubię tego cienia. Ładnie błyszczy, ma fajną, łatwą w pracy konsystencję ale kolor... kojarzycie na pewno jaki kolor ma niebo w pochmurny, mokry listopadowy dzień? No to jest dokładnie ten kolor. Chłodny, szary, jakiś taki brudno-błękitny. 

Spun Sugar - Zgaszony, lekko fioletowy. Określiłabym go jako kolor marsala. I to bardzo błyszcząca marsala. Wygląda pięknie na powiece.

Sweet Tooth - Beżowy blask bez wyraźnego koloru. Trochę chłodniejszy od większości rozświetlaczy dostępnych na rynku ale daje dokładnie taki efekt. Nadaje się zarówno na powieki jak i na policzki.


Pretty in Pastel - Następny wręcz metaliczny cień. Tym razem pastelowy fiolet w odcieniu lawendy lub kwiatów bzu. Ten też jest lekko suchy i trochę może się sypać, ale nakładany zbitym pędzlem lub palcem na lepką bazę daje oszałamiającą taflę.

Convection - Oficjalnie najbardziej błyszczący cień jaki ostatnio miałam w rękach! Jaką cudnie metaliczną taflę daje to nie da się ani opisać ani sfotografować żeby nikogo nie oślepić. Miękki i kremowy ładnie się nakłada na powiekę i daje się wypracować z niego metaliczną taflę. Do tego ma bardzo uniwersalny kolor- neutrany beż - będzie na pewno pasował każdemu.

So Sweet - Nie wiem czemu został zakwalifikowany jako shimmer, skoro o ile na palcu jeszcze coś tam połyskuje to na powiece już ledwo ledwo. To raczej bardzo delikatna satyna w odcieniu tak rozbielonego różu, że może wręcz momentami wydawać się zaróżowioną bielą. 

Treat for You - Ostatni z matów. Podobny do poprzedniego - średni ciepły brąz - ale w tym przypadku więcej w nim tonów żółtawo -musztardowych niż ceglanych. Sam się blenduje, ale żeby uzyskać taką intensywność koloru jak na zdjęciu trzeba go nabudować nakładając kilka warstw.

Puff - Ciemny śliwkowy fiolet o błyszczącym wykończeniu. Połyskuje lekko na cieplejszy bardziej rożowy odcień. Jak wiadomo fiolety zawsze są trudne, ten jest ładny, w konsystencji i pracy poprawny, da się z niego sporo wykrzesać, ale trzeba uważać żeby nie zrobić sobie dziur i efektu podbitego oka.

Dreams - Ciepły miedziany kolor o mocno błyszczącym wykończeniu. W zależności od światła wydaje się być miedzią bardziej pomarańczową, innym razem ma lekkie nuty różowe.


Moim zdaniem jest to najbardziej uniwersalna i dzienna z pastelowych czekoladek. Wszystkie kolory do siebie pasują, w zasadzie nie ma tu koloru, który by się nie nadawał do użycia na co dzień, albo bardzo odstawał kolorystycznie od reszty. Brakuje mi tu jednak matów. Przydałoby się palecie coś ciemniejszego i może jakiś beż. Poza tym nie mam jej nic do zarzucenia. Dlaczego więc zostawiłam ją na sam koniec? No cóż, nie przepadam za różem w makijażu. Strasznie podobają mi się różowe makijaże i na pewno kilka takich słodkich makijaży stworzę tą paletą, ale raczej poza zdjęciami w takim makijażu mnie nie zobaczycie bo nie pasuje do mnie. Jeśli jednak czujecie się dobrze w różowych makijażach, pasują do Was i Wasze urody to ta paletka będzie świetnym wyborem do dziennych makijaży! 


Jeśli macie tą paletkę to koniecznie dajcie znać, jak Wam się sprawdza. Która z pastelowych czekoladek najbardziej Wam się spodobała? Lubicie róż w makijażu?

Dzięki i do następnego :*


Korzystając ze strony akceptujesz Politykę Prywatności
Czytaj dalej »

MUR Macaroons Chocolate Palette

niedziela, 13 stycznia 2019
Witajcie!
Powoli dochodzę do siebie po długiej i nieprzyjemnej chorobie, ale czuję się już na tyle dobrze by przyjść do Was z kolejnym wpisem! W planach był post z makijażami przy użyciu paletki, o której mogliście poczytać w ostatnim poście KLIK, jednak po zastanowieniu stwierdziłam, że ciekawiej będzie pokazać Wam najpierw wszystkie trzy pastelowe czekoladki, a dopiero później zaprezentować makijaże nimi wykonane. Wszystkie trzy paletki wydają mi się być ciekawe zarówno pojedynczo, ale osobiście traktuję je bardziej jak zestaw niż jako pojedyncze palety.
Dlatego dzisiaj będziecie mogli poczytać o kolejnej paletce Makeup Revolution czyli błękitnej Macaroons.


Opakowanie jak zawsze słodkie. Tym razem beżowe opakowanie ozdobiono błękitną roztapiającą się czekoladką. Moim zdaniem wyszło naprawdę uroczo, wygląd paletki przywodzi na myśl coś jednocześnie słodkiego, ale i orzeźwiającego. I moim zdaniem takie właśnie jest też wnętrze paletki. Zwykle czekoladki tej marki bazują na zwykłych, codziennych kolorach, tu jednak znajdziemy powiew świeżości w postaci intensywnych turkusów i lśniących niczym lukier cieni rozświetlających. 

Tak jak w poprzedniej palecie mamy tu osiemnaście cieni, wszystkie równej wielkości. Wypowiadałam się już jakie jest moje zdanie na temat tej zmiany więc chyba nie ma sensu się powtarzać. Jednak zmiana, dzięki której zamiast kolejnej bezużytecznej pacynki mamy w palecie nadrukowane nazwy bezpośrednio pod cieniami jest bezsprzecznie zmianą bardzo pozytywną. 

Tym razem w paletce znajdziemy cztery cienie matowe i czternaście nazwanych przez producenta shimmer. Gdy się im bliżej przyjrzymy widać, że nie są jednak dokładnie takie same w wykończeniu. Niektóre z błyszczących cieni mają wyraźne drobinki, inne dają efekt folii, a jeden jest niemal całkowicie matowy z ledwie widocznym satynowym połyskiem. 


Jeśli chodzi o jakość to z pewnością większość z Was wie, czego spodziewać się po tej palecie. Cienie różnią się między sobą jakością. Niektóre wypadają tak dobrze, że mogłyby konkurować z cieniami z wysokich półek, inne są trochę rozczarowujące. W ogólnym podsumowaniu paleta wypada dobrze, a momentami bardzo dobrze. Przy odrobinie cierpliwości i odpowiedniej technice da się z niej sporo wyciągnąć. Wiele razy o tym wspominałam, ale chyba muszę o tym mówić przy każdym wpisie - jakość cieni oceniam wyłącznie na podstawie moich własnych doświadczeń z paletą. Zwykle pracuję na mokrej, lepkiej bazie, używam zbitych pędzli i mam zwyczajnie "ciężką rękę" do cieni. Tak używane cienie sprawdzają mi się dobrze, mają pigmentację pozwalającą zbudować dość intensywny makijaż, nie sypią się przesadnie i blendują bez utraty pigmentu.

Przejdźmy jednak do zawartości paletki!


Coconut - we wstępie wspominałam o błyszczących cieniach przypominających mi lukier i to przede wszystkim o ten cień mi chodziło. W palecie wygląda na niepozorny, blady odcień, na skórze kiedy jest mało światła wydaje się niemal przezroczysty, ale gdy złapie światło... dzieją się cuda. To jeden z moich ulubionych cieni w tej palecie. Przepiękna, zielonkawo-złocisto-błękitna tafla blasku. Cudnie rozświetla makijaż, nadaje mu lekki kolorystyczny akcent jednocześnie nie będąc nachalnym.

Almonds - trochę skuchy i mało napigmentowany odcień beżu. W dodatku dość ciemny więc nie każdemu się sprawdzi. Szkoda, bo przez to, że jest idealnie wyważonym, neutralnym odcieniem bez wyraźnych żółtych czy różowych tonów, zapowiadał się naprawdę obiecująco. 

Craze - perłowy średni brąz w ciepłym odcieniu z lekką nutą miedzi. Miękki i ładnie napigmentowany.

Divine -  to ten cień o wykończeniu shimmer, który jest jak dla mnie niemal całkowicie matowy. Ciemny, brudny odcień zieleni przywodzi mi na myśl jakiś pojazd wojskowy. Ponieważ w palecie brakuje ciemnego matu ten cień w wielu przypadkach przydaje się do nadania głębi. Niestety trochę traci przy rozcieraniu ale nie na tyle by nie dało się tego uratować po prostu dokładając cień tam, gdzie tego potrzebuję.

Nom Nom - Prawdziwa gwiazda tej palety. Mocny, żywy turkus o niemal foliowym wykończeniu. Zaskakująco dobrze się rozciera nie tracąc przy tym intensywnego odcienia.

Baked with love - Jeden z czterech cieni matowych w tej palecie. Niestety bardzo podobny do dwóch innych i akurat moim zdaniem ten najmniej pasuje do palety. Jest nieźle napigmentowany. Średni brąz o tak ciepłych tonach, że pokusiłabym się o nazwanie go ciemnym ceglastym.


Dessert - Kolejny, który absolutnie kocham w tej palecie. W opakowaniu wygląda niepozornie, ot taki brzydki, brudny złoty, ale na skórze pokazuje swoje prawdziwe oblicze. W zależności od światła połyskuje na złoto lub nieco bardziej na zielono, w efekcie daje na powiece cudowny limonkowy blask. Jeszcze w żadnej palecie nie widziałam tak nietypowego cienia!

Petite - Kolejny cień błyszczący w odcieniu miedzianego brązu. Tym razem jaśniejszy i nieco bardziej miedziany niż brązowy. Ma też mocniejszy blask niż cień Craze dzięki czemu daje na skórze bardziej foliowy niż perłowy blask.

Sweet Treat - Jeśli komuś mało koloru w palecie to właśnie dotarliśmy do drugiego prawdziwie przyciągającego uwagę cienia. W palecie różni się minimalnie, jednak na skórze różnica jest mocno widoczna. Jest on nieco suchszy od Nom Nom przez co na skórze daje mniej foliowy, a bardziej lśniący drobinkami efekt. Różni się też kolorem, Sweet Treat jest bardziej morski, ma więcej zielonkawych tonów i jest mniej intensywny; kolor stanowi tu bazę dla mnóstwa srebrnego pyłku dającego efekt migotania na skórze.

Sugarcoated - po raz kolejny wspomnę o lurze, bo ten cień zdecydowanie najbardziej go przypomina. Na skórze bez światła wydaje się niemal niewidoczną srebrzysto-białą poświatą. Gdy złapie trochę światła widać, że oprócz połyskującej bieli ma w sobie sporo błękitu i odrobinę fioletu przez co daje na oku świeży, zmrożony efekt.

Blueberry - Wspominałam, ze cienie shimmer różnią się między sobą i na tym cieniu bardzo to widać. Baza w kolorze zgaszonego, przydymionego fioletu jest tylko tłem dla mnóstwa srebrnych iskierek. Żałuję, że jest tak suchy i trudny w pracy, bo można nim uzyskać fantastyczny efekt, jednak wiele osób z pewnością go nie polubi właśnie przez trudność w pracy

Whisk - Ten cień kojarzy mi się z whisky i nie wiem, czy to zasługa koloru czy też nazwa podpowiada mi to skojarzenie. To chyba najbardziej miękki i błyszczący cień w tej palecie. Daje oszałamiający foliowy blask. A kolor? Jak wspomniałam mi przypomina whisky - trochę złocisto-bursztynowy, momentami przywodzi na myśl stare złoto. 


Icing - Lekko połyskujący w wykończeniu. Dość ciekawy odcień zieleni, jednocześnie żywej i przygaszonej. Na skórze wychodzi nieco cieplejszy i mniej żywy niż w palecie.

Chocolate - Chyba najładniejszy matowy cień w palecie. Idealnie wyważony średni brąz o ciepłych, ale nie ceglanych tonach. Świetnie się rozciera, ale nie da się nim zbudować dużej intensywności.

Heavenly Bite - Bardzo podobny do poprzedniego. Średni matowy brąz tym razem ma w sobie więcej czerwonych tonów. Jest najsuchszy ze wszystkich matów i dość słabo się rozciera.

Finishing Touch - Cudny perłowy granat na ciemnej szarawej bazie. Trzeba się z nim przez to trochę pobawić żeby go ładnie rozetrzeć, ale kolor ma przepiękny i myślę, że byłby cudownym cieniem do urozmaicenia czarnego smoky eye.

Meringue -  miedziano -złoty odcień o perłowym wykończeniu. Ładnie połyskuje, jest miękki i pięknie odświeża makijaż przez swoje żywe, pomarańczowawe tony.

Dazzling - Ten cień lubię najmniej. Nie ze względu na pracę, bo zarówno pigmentacja jak i wykończenie z mnóstwem maleńkich iskierek pozwala uzyskać tym cieniem piękne efekty, ja jednak nie polubiłam się z kolorem. Szarawo-grafitowy odcień w połączeniu ze srebrnymi drobinami daje ładny efekt na swatchu, ale na oku mało komu pasuje, zwłaszcza, że rozciera się do szarego, który bardzo źle komponuje się z moim ciepłym typem urody.


W mojej ocenie paletka wypadła dobrze. Tylko niektóre cienie mogą wymagać więcej pracy i są to głownie cienie matowe. Zdecydowana większość wypada dobrze pod względem pigmentacji, sporo cieni błyszczących jest wprost zachwycających. Nie miałam z nią problemów przy pracy, cienie blendują się dobrze, można je budować i nie robią plam. Kompozycja cieni bardzo mi się podoba, nie można jednak powiedzieć, że jest idealna. Mała ilość matowych cieni nie byłaby może dużą wadą, gdyby nie to, że trzy z czterech matów w palecie jest do siebie bardzo podobnych. Wśród błyszczących cieni także znajdziemy kilka bardzo do siebie podobnych. Zdecydowanie na plus wyszłoby palecie gdyby zamiast tak zbliżonych odcieni w palecie znalazła się czerń czy ciemny brąz. Osobiście brakuje mi też matowego turkusu, który świetnie uzupełniłby te piękne błyszczące turkusy i morskości. Mimo to uważam, że paletę warto mieć chociażby ze względu na te cudowne limonkowe cienie, które mogłyby konkurować z dużo droższymi cieniami czy pigmentami. 


Koniecznie dajcie znać, czy paletka Wam się podoba, a może macie już ją i chcecie podzielić się swoją opinią? 
Dzięki i do następnego :*

Korzystając ze strony akceptujesz Politykę Prywatności
Czytaj dalej »

MUR Lemon Drizzle Chocolate Palette | Recenzja

sobota, 22 grudnia 2018
Witajcie!
Ponieważ wyzwanie z paletami bardzo podoba się zarówno mnie, jak i Wam to zaczynam właśnie kolejną paletę! Niedawno trafiły do mnie pastelowe czekoladki z Makeup Revolution. Wiecie, że uwielbiam te palety więc i te słodkości musiałam mieć! Dziś na warsztat weźmiemy tę, która najbardziej się Wam spodobała czyli Lemon Drizzle

Opakowanie tych czekoladek w kształcie zupełnie nie różni się od pozostałych. Różni je jednak kolorystyka. Zwykle czekoladki były całe w jednym kolorze lub były kolorowo-ciemne. Tym razem Makeup Revolution postawiło na jasną bazę palety. Jej wnętrze jest w kolorze jasnego beżu, co moim zdaniem bardzo pasuje do kolorowych kompozycji cieni w środku. Między sobą te pastelowe palety różnią się kolorami kostek czekolady na opakowaniu. Lemon Drizzle to ta w odcieniach pastelowej żółci. 


Wnętrze paletki jest już zmienione względem wcześniejszych wersji czekoladek. Tu nie mamy powiększonych cieni. Wszystkie są w tym samym rozmiarze, ale jest ich więcej. Czy to dobra zmiana? Zdania są podzielone, ale osobiście bardzo lubiłam poprzedni układ cieni i wolałabym, żeby został niezmieniony. Dobrą zmianą natomiast jest to, że od teraz nazwy cieni mamy nadrukowane na palecie a nie na folijce ochronnej co znacznie ułatwia pracę blogerom i youtuberom.  

W palecie mamy 18 cieni  z czego aż dziesięć to cienie matowe. Przynajmniej tak twierdzi producent. Osobiście jeden z tych cieni nazwałabym cieniem satynowym, ponieważ wyraźnie widzę w nim połysk, którego na pewno nie nazwałabym matem. Pozostałe osiem cieni mają wykończenie błyszczące - niektóre z nich są tak mocne, że pokusiłabym się o nazwanie ich foliowymi.


O jakości nie będę się szczegółowo rozpisywać ponieważ chyba nie ma osoby, która nie zna tych paletek - jeśli nie osobiście to chociaż z recenzji na blogach i kanałach YT. Jeśli jednak ktoś potrzebuje przypomnienia: cienie błyszczące są rewelacyjne! Niektóre z nich można z powodzeniem nazwać foliowymi, świetnie się z nimi pracuje, dają fajne delikatnie iskrzące wykończenie i raczej się nie sypią. Co do cieni matowych to są o nich różne opinie, ale pamiętajmy, że wiele zależy od preferencji i techniki wykonywania makijażu. Ja makijaże zawsze robię na nieprzypudrowanej, mokrej bazie i mam do cieni "ciężką rękę"(jak grzebnę pędzlem w cieniu to chyba nie ma palety, która nie dałaby mocnej pigmentacji). Dlatego też bardzo lubię matowe cienie z paletek Makeup Revolution i uważam, że mają dobrą pigmentację, sporo da się z nich wycisnąć, nie sypią się bardziej niż cienie z innych palet , w większości dobrze się rozcierają i nie tracą przy tym pigmentu. 
No ale przejdźmy do zawartości palety bo chyba wszyscy na to czekają!


Afternoon Tea - nazwa nieźle opisuje ten kolor. To matowy średni brąz w takim właśnie herbacianym odcieniu. Świetny do budowania załamania powieki.

Just a bite - aj, ten to jest prawdziwy kąsek. Miedziany ciepły kolor o wręcz foliowym wykończeniu i fantastycznej pigmentacji.

Sugar - matowy beż tak jasny, że niemal biały, jednak ma w sobie minimalną ilość waniliowych tonów. Jak na tak jasny cień to ma dobrą pigmentację

Scrumptious - Fajny ciemny brąz w którym dostrzegam jakieś nuty zgaszonego fioletu. Kolor bardzo ładny, ale mam wrażenie, że jest trochę bardziej suchy od pozostałych matów tej marki. Zdecydowanie mają w paletach lepsze matowe brązy.

Butter - matowy jasny cień w kolorze... no takim maślanym. Bardzo mocno rozbielony pastelowy żółty. Niestety też jest dość suchy.

Baked - o matko jaki to jest kolor! Ciepły bordowy kolor przywodzący mi na myśl wiśnie w czekoladzie o foliowym wykończeniu. No cudo!


Slice of cake - Matowy ciemny brąz. Na skórze wychodzi jaśniej niż w palecie i wybijają z niego herbaciane chłodne tony. Fajny cień, bo przepięknie się blenduje i cudownie łączy z innymi cieniami, ale osobiście nie pogniewałabym się gdyby był ciemniejszy.

Lemon Slice - matowy żółty, ale nie taki kanarkowy żółty tylko... bogaty odcień żółtego. Oj jak ja sobie ostrzyłam ząbki na ten odcień... Zółty cień jest zwykle dość problematyczny więc nie mogę na niego narzekać. Na bazie da się go zbudować do przyzwoitej pigmentacji, ale wymaga nieco więcej zaangażowania niż inne cienie.

Citrus - Matowa żywa czerwień z lekkim pomarańczowym wybiciem. Zdecydowanie po tej ciepłej stronie czerwieni. Trochę się bałam, że będzie kiepska, ale okazuje się, że ma pigmentację akurat pozwalającą na fajne zbudowanie bez obaw, że jednym dotknięciem zrobimy sobie plamę.

Fluffy - Prawdziwe złoto! Fantastycznie się nakłada i niesamowicie błyszczy. Uwielbiam ten cień!

Tempting - Zgaszony pomarańczowo brązowy cień. Matowe wykończenie i fajna pigmentacja. Fajnie rozciera granice bardzo ciepłych makijaży.

Delicious - To jest ten "matowy" cień, którego ja nie mogę nazwać matem bo definitywnie widzę, że połyskuje na niebiesko. Bardzo nieoczywisty kolor. Coś pomiędzy ciepłym średnim fioletem, a ciemną fuksją. Kolor jest ładny i nieźle się nakłada, ale zdecydowanie najgorzej się blenduje gdyż zmienia kolor podczas rozcierania na ciemny róż.


Sunshine - matowy cień w kolorze bardzo podobny do cienia Tempting, ale gdy nałożę je obok siebie widzę, że Tempting jest nieco bardziej pomarańczowy, a Sunshine jest ciut jaśniejszy i odrobinę bardziej brzoskwiniowy.

Zestful -  Ciemny ciepły brąz o błyszczącym wykończeniu. Jest ciepły, ale nie widać w nim złotych tonów, to czysty, czekoladowy brąz.

Tangy - Złoto o błyszczącym wykończeniu. W palecie wygląda niemal identycznie jak Fluffy, ale w porównaniu z nim wypada chłodniej, ma minimalnie zielonkawy odcień i daje gładszą, mniej iskrzącą taflę na skórze.

Zingy - Chłodny ciemny brąz o błyszczącym wykończeniu. Nie daje aż takiej tafli na skórze jak pozostałe, jest faktycznie bardziej shimmer niż foliowy.

Sharp but sweet - Średni matowy beż, o świetnej pigmentacji i ładnym cielistym kolorze, jednak trochę go nie rozumiem. Jest za ciemny żeby większość z nas nazwała go cieniem bazowym, ale za jasny, żeby użyć go do czegokolwiek innego. No ale odcień ma ładny, tak "zdrowy" beżowy, ciemniejszym, opalonym karnacjom może się spodobać

Nothing but crumbs - Kolejne błyszczące złoto w tej palecie. Ten cień jest najbardziej shimmer ze wszystkich złotych odcieni i najciemniejszy. Ma w sobie nieco pomarańczowych podtonów.



Podsumowując -  Paletka jest nieźle skomponowana chociaż jest tu kilka cieni, bardzo podobnych do siebie, które z powodzeniem można by zamienić na inne. Nie można jednak powiedzieć, ze czegoś tej palecie brakuje. Jeśli lubicie ciepłe odcienie to znajdziecie tu zarówno cienie bazowe, kilka matów świetnie nadających się jako cień do roztarcia granic ciemnych makijaży ale też do budowania kształtu w makijażu dziennym. Są tu też ciemniejsze maty, troszeczkę bardziej szalonych kolorów i piękne błyski. Jeśli miałabym się na siłę czepiać to powiedziałabym, że brakuje mi tu jasnego błyszczącego cienia, który rozświetliłby kącik w makijażu dziennym oraz czegoś bardzo ciemnego do budowania głębi w mocniejszych makijażach. Nie będę się jednak czepiać bo wydaje mi się, że w zamyśle miała to być paleta uzupełniająca, a nie koniecznie samowystarczalna.


Oczywiście jak możecie się domyślać już za chwilę zacznę Wam pokazywać makijaże do wyzwania stworzone tą paletą. Instagram jak zawsze zobaczy wszystko wcześniej więc polecam mnie tam obserwować KLIK

Dajcie znać co sądzicie o tej palecie, czy Wam się podoba, a może ją macie i chcecie podzielić się ze mną opinią o niej? Piszcie w komentarzach!
Dzięki i do następnego :*

Korzystając ze strony akceptujesz Politykę Prywatności
Czytaj dalej »

Wymarzone palety cieni | Wishlista

poniedziałek, 10 grudnia 2018
Witajcie! 
W moim liście do Mikołaja kilka dni temu pisałam, że planuję jeszcze wpis o samych paletach, na które mam ochotę. Miałam go opublikować bliżej świąt, ale z przyczyn technicznych (i pogodowych) wpisy, które miały być teraz muszą zaczekać na swoją kolej. Nie zostawię Was jednak z niczym i chętnie przedstawię Wam palety cieni, na które mam ochotę i na pewno będę polować. Zwykle są to droższe palety więc nie spodziewam się, że uda mi się je zdobyć w najbliższym czasie ale może chociaż kogoś zainspiruję! 
Wspomnę jeszcze, że jeśli nie widziałyście wpisu o mojej kolekcji palet do powiek to koniecznie zajrzyjcie TUTAJ
A teraz przejdźmy do listy!


1. Colourpop It's a Princess Thing -  ta paletka jest chyba paletą limitowaną więc nie sądzę, żeby udało mi się ją zdobyć, ale uważam, że jest przepiękna! Ma w sobie cudowne kolory idealne do dziennych makijaży, kilka fajnych mocnych odcieni no i cudowną grafikę z księżniczkami Disneya. Która z nas nie kocha księżniczek?

2. Coloured Raine - Queen of Hearts -  Piękna paletka zawierająca w sobie cudowne ciepłe odcienie ale też przepiękne borda i fiolet. Ja jestem absolutnie zakochana w tej bordowej folii i głownie dla tego cienia chciałabym mieć tę paletę.

3. Huda Beauty Mauve Obsessions - Mała paletka z pięknymi bordowymi odcieniami i odrobiną różu. Nigdy nie miałam styczności z cieniami Hudy głownie dlatego, że te duże palety kompletnie mi się nie podobają, a ich przaśny, kiczowaty design tym bardziej nie zachęcał mnie by nawet zbliżać się do tych palet. Za to te małe wyglądają naprawdę fajnie i podobno mają świetną jakość.

4. Glam Shop Goła - Cienie od Hani mają fenomenalną jakość i za każdym razem gdy widzę nowość w sklepie to mam ochotę kupić wszystko. Staram się jednak jakoś nad sobą panować i nie kupuję każdej nowej palety. Tej cudnej dziennej kompozycji nadal nie kupiłam, ale mam ogromną ochotę, takich bazowych palet nigdy dość!

5. Pur Be Your Selfie Palette - czy ona nie wygląda pięknie? Mała, zgrabna, zawiera piękne, uniwersalne kolory i jeszcze jest w przepięknej oprawie graficznej. Inne marki powinny patrzeć i uczyć się jak powinna wyglądać ładna, elegancka paleta!

6. Paese Warm Memories - ta paleta na zdjęciu produktowym wygląda tak blado i nijako, że nawet nie chciałabym do niej podchodzić w sklepie, ale na żywo... Cudowne nasycone odcienie czerwieni i fioletów, obłędnie iskrzące folie, no cudo, które muszę mieć w swoich zbiorach!



1. Focallure Sweet As Honey - mam jedną paletę tej marki i jestem zachwycona ich cieniami błyszczącymi! Dlatego też mam ochotę na kolejną z ich palet. Tym razem wariant nieco jaśniejszy jeśli chodzi o maty, ale z pięknymi foliowymi cieniami w bardzo ciekawych kolorach.

2. Fenty Beauty Moroccan Spice - niby nic, a jednak ta paleta ma coś w sobie. Myślę, że zmalowałabym nią mnóstwo makijaży, ale na razie nie miałam okazji pomacać tego produktu, a na Youtube nie ma zbyt wielu recenzji na jej temat więc jestem bardzo ciekawa czy jakość jest tak samo cudowna jak kompozycja

3. Morhpe x Jaclyn Hill The Vault - Wszystkie paletki z tego zestawu mi się podobają, każda ma coś w sobie cudownego i to sprawia, że chciałabym mieć wszystkie. Zwłaszcza, że ten zestaw wcale nie jest bardzo drogi jak za taką ilość cieni ale... trochę się boję go zamówić. Opinie o tych cieniach są bardzo mieszane, a ta akcja z "wymianą całej partii palet" w miesiąc nie napełnia mnie zaufaniem do marki.

4. Nabla Soul Blooming - jestem zakochana w jakości cieni w palecie Dreamy i mam głęboką nadzieję, że ta paletka jest równie dobra, bo strasznie mi się podoba mimo, że to zupełnie nie moje kolory. Coś w niej jednak jest takiego, że im dłużej patrzę tym bardziej mam ochotę się z nią pobawić


1. Juvia's Place Masquerade Palette - MUSZĘ JĄ MIEĆ! Jest absolutnie przepiękna i w sumie nie wiem co więcej o niej powiedzieć. Zakochałam się w tej palecie już dawno, podobają mi się w niej dosłownie wszystkie kolory i myślę, że da się nią zrobić całe mnóstwo przepięknych makijaży!

2. Huda Beauty Emerald Obsessions - Widzicie te zielenie? Naprawdę mam nadzieję, że te paletki są dobrej jakości, a kolory są tak cudowne jak na tym zdjęciu bo to kolejna paleta, którą muszę mieć. Zieleni mam bardzo mało w swojej kosmetyczce, a bardzo mi się podoba ten kolor w makijażu, więc paletka cała w zieleni byłaby idealnym uzupełnieniem mojej kolekcji.

3. Nyx Ultimate Brights - ja nie wiem czy ta paleta kiedyś wróci na stronę żebym mogła ją kupić? No poluję na to kolorowe cudo już ponad pół roku i chyba się nie doczekam żeby wróciła na stan. A szkoda, bo dobrej jakości cienie w mocnych, żywych kolorach bardzo by mi się przydały i z pewnością pozwoliłyby się wyżyć artystycznie

4. i 5. Makeup Revolution Glitter Palette Abracadabra i Midas Touch -  uwielbiam brokaty zwłaszcza w takiej formie, dlatego ubolewam nad tym, że na naszym rynku wciąż brakuje paletek zawierających prasowane brokaty. Na szczęście MUR nie pozwala mi czuć się gorszą od dziewczyn ze stanów, gdzie popularne są ogromne palety całe wypełnione brokatami, i oferuje swoim klientkom trzy warianty kolorystyczne. Mi podobają się dwa. Pierwszy przez to, że zawiera spory przekrój kolorów, w tym piękny morski czy lawendowy kolor, drugi, za jego ciepłe odcienie i ciekawy odcień limonkowego złota.


To już wszystko, co ostatnio wpadło mi w oko jeśli chodzi o palety. Mam na oku jeszcze sporo cieni pojedynczych, ale unikam kupowania ich ze względu na to, że nie mam ich gdzie trzymać, (a paletki na magnes, w których nie ma wyciętych miejsc na cienie, tylko wkłady przyczepia się do płaskiego magnesu żeby latały sobie po całej palecie - no cóż, dla mnie wygląda to okropnie i czekam aż ktoś zacznie produkować palety z miejscem na wkłady) to moje zainteresowanie ogranicza się głownie do gotowych palet cieni w pięknych kompozycjach - w moim przypadku marzą mi się głownie te kompozycje, które zawierają uwielbiane przeze mnie borda i złoto, oraz palety z ciekawymi odcieniami, które uzupełnią moją kolekcję!

Dajcie znać czy znacie którąś z tych palet i jakie palety Wy macie na swojej liście życzeń. 
Dzięki i do następnego :*

Korzystając ze strony akceptujesz Politykę Prywatności
Czytaj dalej »

Mikołaju, byłam grzeczna! | Świąteczna lista życzeń

środa, 5 grudnia 2018
Witajcie!
Za chwilę Mikołajki więc tradycyjnie dzisiaj podzielę się z Wami (i Mikołajem) moją listą życzeń. Stało się to dla mnie tradycją, ponieważ posty ze świąteczną listą publikuję już od pięciu lat, co znaczy, że od samego początku mojego bloga! Co więcej, zwykle większość pozycji z listy ląduje pod moją choinką. Wiecie dlaczego? Bo Mikołaj czyta blogi! Dlatego Mikołaju, dziękuję za zeszłoroczne prezenty i pozwól, że przedstawię Ci moją tegoroczną listę!


1. Chocolate Vault Makeup Revolution - Jeśli ktoś chociaż troszkę mnie zna, wie, że to pozycja obowiązkowa na mojej liście. Kocham czekoladkowe paletki i mam już niemal wszystkie... no właśnie poza nowymi paletkami z zestawów świątecznych. W tym zestawie są aż trzy limitowane paletki cieni, wszystkie przepiękne i byłabym naprawdę szczęśliwa, gdybym mogła je znaleźć pod choinką!

2. Chocolate Heart - Kolejny zestaw, tym razem dwie czekoladowe paletki do oczu i jedna do twarzy. Wszystkie słodkie i na wszystkie mam ogromną ochotę.

3. Cienie Stila Glitter&Go - na zdjęciu widzicie caly zestaw All eyes on You, ale ucieszyłabym się znajdując pod choinką chociaż jeden z tych cieni. Wiecie, że kocham błyskotki i cały czas szukam cieni, które mogłoby chociaż na chwilę odwrócić moje srocze serce od tych cudeniek. Niestety odcienie Vivid Jade i Vivid Sapphire są nie do podrobienia.

4. ABH Amrezy Highlighter - No czy ja coś muszę mówić? Wszyscy go znają i cały internet twierdzi, że to najlepszy rozświetlacz na świecie. Niestety też okropnie drogi, a ja tak bardzo chcę go mieć!

5. Podświetlane lusterko - przedostatnia pozycja na liście to produkt z pogranicza makijażu i gadżetów. Już kiedyś takie lusterko pojawiło się na mojej liście ale ostatecznie ani go nie dostałam ani sama nie kupiłam. Teraz powraca na listę, gdyż tym razem naprawdę go potrzebuję. Zmieniłam ostatnio miejsce na kosmetyki. Jest mi tam o wiele wygodniej je przechowywać, są bezpieczniejsze i ładnie posegregowane ale światło w tym miejscu jest dużo gorsze i nierówno oświetla twarz. Takie lustereczko z pewnością ułatwiłoby mi poranny makijaż.

6. Robot sprzątający - Odkąd przygarnęłam kolejnego kota moje mieszkanie tonie w sierści nawet kilka minut po odkurzeniu. Nie zawsze mam czas i siły by latać na odkurzaczu dwa razy dziennie, a taki mały pomocnik z pewnością ułatwiłby mi życie i od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem nabycia takiego gadżetu. A Może Mikołaj chciałby mnie nim obdarować?



W tym roku moja lista jest wyjątkowo krótka i z pewnością zaskoczyło Was, że nie ma tu ani jednej palety? Nie ma bo już niedługo pojawi się kolejny wpis z listą palet, na które będę polować w przyszłym roku. Pojawi się jeszcze przed świętami więc jakby jakiś dobry elf miał ochotę obdarować mnie paletą, to jeszcze z pewnością zdąży!

A wy koniecznie zróbcie mi prezent i napiszcie jakie znacie błyszczące cienie podobne do Stili. Chętnie się dowiem, czy są jakieś tańsze, lub łatwiej dostępne, ale równie pięknie błyszczące opcje!

Dzięki i do następnego :*


Korzystając ze strony akceptujesz Politykę Prywatności
Czytaj dalej »

Moje Palety Cieni | Kolekcja

sobota, 1 grudnia 2018
Witajcie! Niedawno na moim blogu zaczęła się seria "7 dni z jedną paletą". W tym cyklu opublikowałam już dwa posty, w których pokazuję aż siedem makijaży wykonanych przy pomocy jednej z palet z mojej kolekcji. Przyznam Wam się, że jestem bardzo podekscytowana tą serią, tworzenie jej jest dla mnie ogromnym wyzwaniem, ale też sprawia mi mnóstwo przyjemności! Dlatego też chciałabym przybliżyć Wam moją kolekcję cieni, abyście mogły mieć wpływ na to, co pojawi się w kolejnych postach z siedmiodniowej serii!

Jeśli nie wiecie, to od razu powiem-  kocham kosmetyki, a do palet cieni oczy świecą mi się chyba najbardziej. Gdybym tylko mogła, kupiłabym niemal każdą paletę, jaka pojawia się na rynku! Niestety (a może i stety, bo gdzie ja bym to pomieściła?) Życie studenta nie pozwala na aż takie szaleństwa, dlatego w mojej kolekcji znajdziecie jednak zdecydowaną przewagę tańszych palet, chociaż znalazło się tu kilka droższych. 


Większość z tych paletek miała już swoje pięć minut na blogu, ale w skrócie powiem kilka słów o każdej z nich. Pamiętajcie, że kobieta zmienną jest, a wraz z doświadczeniem zmieniają się preferencje. Pisząc tego posta zaglądałam do swoich starszych recenzji. Niektóre z nich są nadal absolutnie aktualne. Jadnak w przypadku niektórych paletek moja opinia w tym poście może nieco różnić się od tej, którą wyraziłam w recenzji. Nie znaczy to jednak, że pisząc recenzję byłam nieszczera. Dwa lata temu mogłam pomarzyć o paletach za 150-200 zł i moje opinie opierałam na tym, co znałam. Paletka mi się sprawdzała, uważałam ją za dobrą bo tylko taką jakość wtedy znałam. Teraz posiadam kilka droższych paletek, z wieloma miałam okazję popracować na różnych warsztatach czy u kogoś znajomego. Doświadczenie zmieniło moje spojrzenie na niektóre kosmetyki więc tym bardziej chcę się tutaj podzielić swoją aktualną opinią.

Pozwolę sobie zacząć od tych tańszych paletek, które znajdziecie w drogeriach i zapewne większość z Was je ma, lub przynajmniej miała z nimi styczność.



Maybelline The Nudes - post z recenzją tej palety pojawił się już na blogu KLIK. Jest to główny powód dla którego poczułam potrzebę napisania wyżej całego akapitu wytłumaczenia. W tamtej recenzji uważałam, że paletka ma potencjał i jest dobrej jakości. Teraz uważam, że jest mocno przeciętna. Ma fajne, dzienne, neutralne kolory, dla mnie jednak nieco zbyt chłodne i szare. Cienie matowe nie są zbyt mocno napigmentowane, a trwałość też nie powala. Największym jej atutem są cienie błyszczące, które faktycznie są miękkie, dobrze napigmentowane i ładnie błyszczą. Czasem jej używam, ale raczej nie kupiłabym ponownie.



Wibo Neutral - Pewnie Was zaskoczę, ale naprawdę lubię tą paletkę! Kiedy muszę zrobić makijaż szybko, bez martwienia się o rozcieranie, plamy, czy to, że mam "ciężką rękę" to sięgam właśnie po nią. Cienie matowe może nie powalają pigmentacją, ale niemalże same się blendują. Cienie błyszczące mają o wiele lepszą jakość, ładnie błyszczą i się nie osypują. Poza tym paletka ma naprawdę fajne kolory, trochę ciepłych, trochę chłodnych, maty i błyszczące, a nawet cień, który wprost uwielbiam do brwi. Po prostu wszystko, czego potrzebuję rano do szybkiego stworzenia makijażu. Wieczorowy makijaż na upartego też się da nią zrobić. Nie żałuję, że ją kupiłam i myślę, że kupiłabym ponownie. KLIK


Lovely Peach Desire - rozpływałam się nad nią w recenzji KLIK i podtrzymuję swoje zdanie. Fajna mała paletka, którą da się zrobić kilka pełnych makijaży oka. Cudowne, ciepłe, brzoskwiniowe maty w jasnych i ciemnych odcieniach oraz dwa śliczne cienie perłowe. Zaskoczyła mnie swoją pigmentacją i szybko skradła moje serce. Uważam, że jest naprawdę dobrej jakości i z pewnością kupiłabym ją ponownie.


Kobo My Favourite Colors by Daniel Sobieśniewski - najlepsza paletka, jaką można dostać w drogerii. Mnie skusiła swoimi ognistymi odcieniami, w których jestem po prostu zakochana. Maty mają fantastyczną pigmentację, a cienie błyszczące są w dotyku jak masełko. Praca z tymi cieniami to czysta przyjemność dlatego nie wyobrażam sobie bez niej swojej kosmetyczki. KLIK



Że lubię czekoladki z Makeup Revolution to chyba wiedzą wszyscy. Trudno tego nie zauważyć odwiedzając mojego bloga czy instagrama. Lubię je odkąd się pojawiły na rynku i nadal uważam, że są to dobrej jakości paletki, z których da się naprawdę sporo wyciągnąć. A te nowsze, z ulepszoną formułą wprost uwielbiam! Nie mam wszystkich dostępnych na rynku czekoladek, ale mam ich naprawdę sporo!


I heart Chocolate - była drugą czekoladową paletką, na którą się skusiłam. (Pierwsza była Death by Chcolate, ale niestety potłukła mi się i już jej nie mam) Jest w niej kilka bezsensownych kolorów, których nigdy nie użyłam, ale jest też kilka cieni, które sprawiają, że lubię jej używać. Ciepłe brązy, świetny odcień matowego beżu oraz nietypowo prezentujące się maty z brokatem, których kiedyś nie lubiłam, ale teraz, gdy nauczyłam się z nimi pracować, uważam, że można uzyskać nimi ciekawy efekt. KLIK


Naked Chocolate -kupiłam ją jak tylko pojawiła się na rynku i byłam niesamowicie dumna, że mam wszystkie czekoladki dostępne w tamtym momencie. Był moment, że katowałam ją codziennie! Teraz nie jest moją ulubioną ponieważ posiada w sobie sporo różowawych, chłodnych odcieni, ale ma też w sobie sporo fajnych kolorów takich jak ciemne, zgaszone bordo, błyszczące, czyste złoto, karmeowy brąz no i mój ukochany -  duży błyszczący cień w kolorze jasnego żółtego złota. To chyba jeden z najpiękniejszych cieni w mojej kolekcji i chyba najczęściej używany - zarówno na powiekach, jak i jako rozświetlacz.  KLIK


Salted Caramel - kolejne dwie paletki, które pojawiły się na rynku dostałam od mamy na święta. Nazwa bardzo pasuje do tej paletki, jest bardzo podstawowa, sporo w niej brązów ale tez róży i pomarańczy, wszystkie w pięknych, karmelowych odcieniach. Większość kolorów mi się w niej podoba, poza tym ma wszystko, czego można potrzebować zarówno w szybkim makijażu dziennym, jak i mocniejszym wieczorowym, dlatego jest jedną z częściej używanych paletek w mojej kolekcji. KLIK


Pink Fizz - Razem z paletką karmelową trafiła do mnie i ta różowa. Nie do końca wiem, co mną kierowało, że chciałam ją mieć. Na pierwszy rzut oka wygląda ślicznie, cienie są ładnie skomponowane, wygląda to spójnie i zachęcająco. Ma tylko trzy cienie matowe, reszta to cienie błyszczące, sporo jest tu poszarzałych, zimnych kolorów, których nie lubię. Nie jest to zła paleta, maty mają przepiękne kolory, kilka błyszczących cieni naprawdę mi się podoba, ale jednak dość rzadko jej używam. KLIK


Chocolate Vice - miałam na nią ochotę jak tylko ją zobaczyłam na zapowiedziach. Jest przepiękna! Ma w sobie ten sam przepiękny rozświetlający cień co paletka Naked Chocolate, mnóstwo cudownych matów w ciepłych odcieniach, przepiękne lśniące złota w różnych odcieniach. Nawet różowe cienie z niej mi się podobają. Kompozycja pozwala na stworzenie dziennych i wieczorowych makijaży bez wspomagania się innymi paletami. Jeśli chodzi o paletki typowo naturalne, bez szaleństw, to ta jest moim zdaniem napiękniejsza! 
PS. Właśnie sobie uświadomiłam, że nie było o niej wpisu! Chyba trzeba to nadrobić, bo ona zdecydowanie zasługuje na to, by ją Wam pokazać.


Chocolate Elixir - paletka, którą wybrałam jako pierwszą do wyzwania. Można z nią nieźle poszaleć. Ma sporo matowych cieni w ciepłych odcieniach żółci i pomarańczu, dwa śliczne borda i kilka cieni błyszczących pozwalających uzupełnić makijaż. Można nią stworzyć delikatny, dzienny makijaż, ale można też zaszaleć, co bardzo mi się w tej palecie podoba. Kompozycja nie każdemu może się spodobać, ale mi bardzo przypadła do gustu i zdecydowanie jest jedną z moich ulubionych paletek. KLIK


24k Gold - wyzwanie z tą paletką też już się pojawiło (albo pojawi jako następny, nie jestem pewna w jakiej kolejności wypuszczę te posty) Paletka wygląda zachęcająco, ma sporo matów w ciepłych i jasnych kolorach, ciekawą kompozycję cieni błyszczących - sporo złotych odcieni, ale też lśniące bordo czy zieleń. Teoretycznie kompozycja powinna zachęcać do szaleństw, a mi jakoś ciężko się z nią pracuje. Czegoś mi w niej zabrakło i nie jestem pewna czego. Wkurzam się na nią i to brakujące COŚ, marudzę, że niepotrzebnie ją kupiłam, a jednak do niej wracam. Nie próbujcie zrozumieć...


Cotton Candy - Tu sprawa jest dość podobna jak w przypadku palety Pink Fizz. Ma tylko trzy maty, w dodatku podobne do siebie, kolorystyka opiera się głównie na różu i chłodnych szarych odcieniach. Nie da się tą paletą zrobić mocnego wyjściowego makijażu, a nawet przy dziennych może okazać się, że wymaga "wsparcia" innej paletki chociażby dlatego, że nie ma w niej ani matowego beżu, ani żadnego ciemnego matu. Mimo to nie pozbędę się jej ze swojej kosmetyczki, gdyż ma w sobie kilka naprawdę ciekawych odcieni, po które na pewno będę sięgać.


Marshmallow -  ta paletka również składa się w większości z cieni błyszczących i niestety brakuje jej niektórych podstawowych cieni.  Ma jednak w sobie kilka niezwykłych, zaskakujących wręcz kolorów, co czyni ją jedną z ciekawszych palet w mojej kolekcji. Nie jest może samowystarczalna, ale jako paleta uzupełniająca dla kogoś, kto lubi odcienie turkusu i zieleni będzie naprawdę świetna.


Lemon Drizzle - Chyba najlepiej skomponowana z całej pastelowej trójki. Ma sporo matów nie tylko tych podstawowych jak beż czy brązy ale też ciekawsze odcienie takie jak czerwień, a do tego sporo cieni błyszczących głownie w złotych i rdzawych odcieniach. Uwielbiam ciepłe kolory więc ta paleta jest jedną z częściej używanych w ostatnim czasie, zwłaszcza, ze zawiera cienie pozwalające zrobić zarówno makijaż dzienny jak i nieco bardziej odważny.


One Million - o tej paletce był wpis i nawet było nią sporo makijaży, poza tym nie jest już dostępna, więc nie wiem czy będą ją brać pod uwagę tworząc wpisy z serii "7 dni" Muszę jednak powiedzieć, że mimo, iż paletka jest mała i brakuje mi w niej takich cieni jak czerń czy matowy beż to bardzo ją lubię, szczególnie upodobałam tu sobie jasne złotko, błyszczące bordo i ten piękny śliwkowy fiole. Mam wrażenie, że nie sprawiłoby mi kłopotu stworzenie z nią siedmiu makijaży bo kompozycja cieni bardzo mi się podoba nie tylko ze względu na ładne kolory, ale też ze względu na spójność palety - tu każdy cień pasuje do każdego i można ich używać niemal "bezmyślnie" - nie ma potrzeby zastanawiać się nad tym, czy cienie będą razem dobrze wyglądać. Dajcie mi znać co mam z nią zrobić - zrobiłam nią już pięć makijaży - czy powinnam stworzyć jeszcze dwa i ponownie pokazać ją na blogu, czy jednak ominąć bo już była, poza tym jest niedostępna? KLIK


Focaillure Twilight - spora paleta, którą dostałam od marki. Świetna kompozycja zarówno do makijaży dziennych jak i wieczorowych, a nawet mocno wyjściowych. Zawiera sporo jasnych i ciemnych matów w uniwersalnych kolorach. Nie miałam okazji się w nie zagłębić na tyle, żeby wydać pewną opinię, ale pierwsze wrażenie robią całkiem pozytywne. Miałam za to okazję bliżej zapoznać się z cieniami foliowymi z tej palety i robią spore wrażenie nie tylko wykończeniem, ale też ciekawą kolorystyką pozwalającą nieco zaszaleć na powiece.


Sephora Brilliant Makeup Palette - to była pierwsza droga paleta w mojej kosmetyczce i strasznie się z niej cieszyłam, gdy dostałam ją na święta. Jest ogromna i zawiera w sobie nie tylko cienie do powiek, aczkolwiek na cieniach się dzisiaj skupimy. Ma w sobie pełen przekrój kolorów - od całej palety beży i brązów, aż po intensywne fiolety, niebieskości czy jaskrawą zieleń. Cienie z Sephory bardzo lubię, ale ta paletka mnie nie zachwyca. Cienie mają kiepską pigmentację i trzeba się namęczyć jeśli chcemy wyciągnąć coś więcej zwłaszcza z cieni kolorowych. Cienie błyszczące są niezłe, no i te beże w nudziakowych makijażach nawet się sprawdzają, ale mimo wszystko uważam, że te wielkie palety "prezentowe" z Sephory są kiepskiej jakości i zdecydowanie polecam w tej cenie skusić się na coś innego. KLIK KLIK


Glam Shop Blask i Cienie - No tą się jaram, tak po prostu. Dostałam ją od mojego M. na święta i cieszę się jak dziecko zawsze gdy na nią patrzę. Pierwsze dwa rządki to moim zdaniem idealna kompozycja dziennych, naturalnych cieni zarówno matowych jak i błyszczących w raczej ciepłych lub neutralnych niż zimnych i szarych odcieniach. Kolejne dwa rządki to piękna kompozycja obłędnie błyszczących cieni i najlepsza matowa czerń jaką w życiu miałam okazję używać. A o ostatnim rządku chyba nic nie muszę mówić... Tylko spójrzcie na te holograficzne brokaty! Kocham!
Nie było o niej wpisu i tutaj też się zastanawiam, czy brać ją pod uwagę w serii, bo z jednej strony jest już niedostępna, z drugiej jest piękna, zasługuje na swoje pięć minut, a wiem, że część z Was ją ma i mogłyby skorzystać z takiego wpisu.


Nabla Dreamy - marzyłam o niej odkąd się pokazały pierwsze zapowiedzi. Akurat w tamtym momencie nie mogłam sobie na nią pozwolić, a gdy udało mi się odłożyć pieniążki to była wyprzedana, a ja cierpiałam z każdą recenzją widzianą na blogach, YouTubie czy Instagramie. Śniła mi się po nocach ale zawsze było mi z nią nie po drodze. Do niedawna. Dorwałam i ma teraz honorowe miejsce w mojej szufladzie. Cienie zachwycają mnie swoją jakością, łatwością pracy i przede wszystkim obłędnymi kolorami. Mimo, że nie jest to moja idealna kompozycja na szybki poranny makijaż, to cienie bardzo mi się podobają i sięgam po nie jak tylko mam ochotę na coś bardziej efektownego. Kocham!

To już wszystkie palety z mojej kolekcji! Oczywiście na pewno nie jest to koniec i z pewnością w przyszłości pojawi się tu więcej paletek, gdyż ja wprost nie mogę się oprzeć nowym cieniom.  Koniecznie napiszcie mi, które palety spodobały Wam się najbardziej i którą powinnam wybrać jako kolejną do wyzwania! Dajcie też znać co z paletami, które nie są już dostępne, czy wciąż powinnam je pokazać?

Dzięki i do następnego :*

Korzystając ze strony akceptujesz Politykę Prywatności
Czytaj dalej »

7 dni z jedną paletą | MUR 24k Gold

piątek, 23 listopada 2018
Witajcie!
Dzisiaj przychodzę do Was z drugim już podsumowaniem wyzwania 7 dni z jedną paletą. Ci, którzy śledzą mnie na instagramie na pewno widzieli już część makijaży z tego wyzwania. Jeśli nie wiecie, to przypomnę, że w w tym wyzwaniu chodzi o to, zeby przez 7 dni używać tylko jednej palety z mojej kolekcji i wykonać nią siedem rożnych makijaży. Celem tej serii postów jest nie tylko pokazanie Wam możliwości danej palety, ale też pobudzenie kreatywności i odświeżenie sobie starszych, zapomnianych paletek.



W tym wpisie zaprezentuję Wam siedem makijaży wykonanych przy użyciu palety Makeup Revolution 24k Gold Chocolate, której recenzję możecie przeczytać TUTAJ



Delicate Peach - Na sam początek zdecydowałam się na grzeczny, delikatny makijaż dzienny. Bardzo klasyczny, brzoskwiniowy z rozświetloną powieką. Dla mnie ten makijaż jest wręcz za grzeczny, ale domyślam się, że dla wielu z Was jest to najczęściej wybierany typ makijażu!


Touch of Gold -  przyznam, że z tego makijażu chyba jestem najmniej zadowolona. Myślę, jednak, że klasyczne cieniowanie w matowych brązach i z lśniącym akcentem będzie świetnym rozwiązaniem na makijaż wieczorowy.


Midas Tears - Jeśli chodzi o pracę z cieniami jest to najprostszy makijaż, ale świetnie się bawiłam robiąc go. Bardzo delikatnie wykonturowałam oko matowym brązem, a następnie nałożyłam na to kilka odcieni złota. Łzy to połączenie złotego eyelinera i złotych cieni nakładanych na mokro. Dla mnie ten makijaż jest esencją palety 24k Gold.


Mint Chocolate - Tym razem wybrałam cieniowanie typu Halo. Ciemniejsze kąciki zaznaczyłam matowym ciepłym brązem, a środek powieki rozświetliłam pięknym zielonym cieniem z tej palety. Dodatkowym akcentem jest tutaj brokat na dolnej powiece, ale spokojnie można z niego zrezygnować by makijaż nabrał bardziej użytkowego charakteru.


Rubin - Ten makijaż wymagał sporo pracy i precyzji. Czarnym cieniem wyrysowałam kształt graficznej kreski łączącej się z załamaniem powieki. Rubinowy i złoty błyszczący cień nałożyłam w dużej ilości na ruchomą powiekę. W tym makijażu blendowanie jest bardzo subtelne i tylko lekko widoczne nad załamaniem powieki. Resztę, robi tu precyzyjne wyrysowanie i uzupełnienie kształtów.


Golden Line - Kolejny makijaż w matowych brązach. Tu już trzeba przyłożyć się do blendowania bo to właśnie ten zabieg pozwala na uzyskanie miękkiej brązowej chmurki. Jako dodatku do tego makijażu użyłam złotego linera.


Jadeit - Ten makijaż chyba najbardziej mi się podoba. Po raz kolejny ważna jest precyzja. Kreska przy linii rzęs łączy się z cienką graficzną linią w załamaniu powieki nadając oku dość nietypowy, wydłużony kształt. Zrezygnowałam tu z przyciemniania zewnętrznego kącika, za to całą przestrzeń pod załamaniem wypełniłam zielonym i oliwkowym cieniem. Tutaj jednak, ze względu na dość jasne barwy zdecydowałam się na mocne cieniowanie nad załamaniem i dość ciemną dolną powiekę.



Po raz kolejny przekonałam się, że stworzenie aż siedmiu makijaży przy użyciu cieni z tylko jednej palety wcale nie jest takie łatwe. Dodatkowo jest to świetny test dla paletki. Dobra paleta nie powinna mi sprawiać trudności. Spodziewałam się, że paleta 24k Gold będzie o wiele łatwiejsza w pracy niż poprzednia Chocolate Elixir, ponieważ ma bardziej zróżnicowaną kolorystykę, zawiera też czerń, której brakowało mi w poprzednim teście. Niestety mimo bogatej kolorystyki czegoś mi w tej palecie brakowało. Wykonanie siedmiu różnych makijaży wymagało ode mnie dużo więcej kombinowania i myślenia niż poprzednim razem. Być może wynika to z właśnie z faktu, że paleta jest o wiele bardziej zróżnicowana kolorystycznie przez co nie da się robić makijażu "bezmyślnie". Nie każdy cień będzie pasował do każdego. Ostatecznie jednak wyzwanie się udało. Myślę, że zdołałam stworzyć z tą paletą kilka ciekawych makijaży i mam nadzieję, że zainspirowałam Was do własnych eksperymentów! 


Dajcie znać, który makijaż najbardziej przypadł Wam do gustu, a jeśli zdecydujecie się odwzorować któryś z makijaży koniecznie oznaczcie mnie na Instagramie, żebym mogła podziwiać Wasze prace!
Dzięki i do następnego :*


Korzystając ze strony akceptujesz Politykę Prywatności
Czytaj dalej »



SZABLON BY: PANNA VEJJS.